BŁOTNE ABECADŁO

poniedziałek, 13 grudnia 2021

13 GRUDNIA 2021

 Pamiętam dobrze te dni zimowe początku roku 1982 gdy przedzierałem się przez zaspy do mojej Bronnej Góry.  Suwałki były zupełnie zamarznięte, i chodziło się w śnieżnych bajkowych tunelach. W puszczańskiej wiosce nieopodal Bronnej Góry, na wystających z zasp sztachetach, znalazłem pracowicie przybity plakat o wprowadzeniu stanu wojennego. I to był najbardziej dotkliwy przejaw autonomicznej ludowej destrukcji, którą dzisiaj przywołuje się jako znamię totalitarnej krwawej przemocy komuszego aparatu, która to ksywka używana jest po dziś dzień z masochistyczną lubością.

A więc wrzeszczą te "późne wnuki" i łzy ronią fałszywe, do Bozi paciorki zamawiają, pod dom Wojciecha Jaruzelskiego  się udają, by pod ochroną policyjnej zbrodniczej formacji, zamanifestować swoją wolność przekonań i ze swojej moralnej wysokości wzniosłe potępienie dla Generała. A gdzie byliście, kiedy trzeba było dać świadectwo swojej niezłomnej myśli, tylko trochę w innych okolicznościach?  Gdzie jesteście teraz, kiedy trzeba się wykazać cywilną odwagą i i nie dać się zakneblować, lub też nie dać się zamaskować jak pospolity przestępca, który swojej tożsamości nie chce zwykle ujawnić. Gdzie jesteście, gdy policja morduje na komisariatach albo na ulicach?. Gdzie jesteś ty, mój dawny przyjacielu, który stwarzasz wokół siebie nimb niezłomnego opozycjonisty, który rzekomo chciał w swojej wsi zorganizować strajk wieśniaków i za tę mało prawdopodobną myśl skazany został w myśl praw stanu wojennego na półroczną odsiadkę w sanatoryjnych warunkach, gdy w rzeczywistości chodziło o posiadane przez ciebie śmieszne dziecinne radiotelefony o zasięgu 3 kilometrów przy sprzyjającej pogodzie i ukształtowaniu terenu, i za tę swoją "konspirację" otrzymałeś od polskiego państwa sowite wynagrodzenie?  Gdzie jesteście, gdy w wiaro-ułomnym Sejmie odgrywacie role pożytecznych zakneblowanych idiotów? Gdzie jesteście wy, tzw. wyborcy, którzyście ten chłam do Sejmu wprowadzili i na samo(nie)rządach usadowili?

Dzisiaj wielu z was zagłusza prawdopodobnie wyrzuty sumienia, wykonując przestępcze polecenia  zwierzchników. w ramach dozwolonej demokratury. Zagłuszacie je dla iluzorycznych beneficjów, którymi obecna zbrodnicza kamaryla was korumpuje, rzucając wam ochłapy z pańskiego stołu. Każdy z was zdejmuje po pracy mundur lub urzędniczy garnitur, przytula żonę lub kochankę. Kiedy idziecie rankiem do pracy nie powinniście zapomnieć, że to wy, a nie wasi przełożeni, odpowiecie głową za wszystkie ich zbrodnie. Oni bowiem będą próbowali uciekać przed gniewem gdzie pieprz rośnie, ale wy nie będziecie mieli dokąd uciec i opuszczą was wszyscy, bo i wasze kobiety nie będą chciały mieć ogolonych głów!

Takie tu banały prawię, bo czuję, że zbliża się Dzień Sądu, w którym zbrodniarze zamienią się w wisielcze truchła, a my w kwitnące gałązki. Jest to wprawdzie proroctwo złudne, ale staram się naśladować  politruków, którzy każdą fantasmagorię sprzedają nikczemnie swoim wyborcom, jakże nieświadomym swoich wyborów. 

Nie wzywam tedy do wojny domowej, albowiem zastrachane i bezwolne stado samo przygotowało sobie własne unicestwienie. Wskazuję tylko, że w dobie rozrastającego się infantylizmu wszelka forma publicystycznej ekspresji uległa wyczerpaniu. Na Naszej  Polskiej Ziemi ścielą się stosy trupów, ofiar Kaczolandii, a przykładowe poślisko kamaryli konował Bolesław Piecha już zapowiedział likwidację 30 procent tubylczej populacji, która nie da się namówić - wedle jego przewidywań - na wstrzyknięcie zbawiennego preparatu.  Ci, którzy sposobią się do przejęcia steru państwowej nawy, mają podobne przekonania i zadania. Tak więc mamy umierać w zgodzie,  spokoju. i umysłowej apatii. Pozostają w szafach generalskie mundury, rogatywki w szatniach i szable na ścianach.  Ja jednak składałem niegdyś żołnierską przysięgę.

Generale, choć spoczywasz pod tak bolącą powieką, powstań z prochów.

czwartek, 7 października 2021

MOJE DRZEWA

 (Projekt felietonu) 

Nie mogę wprawdzie zapewnić, że uda mi się wydobyć ze śmietnika - w którym dogorywa Rzplita - aby proste literki postawić na właściwym miejscu. Kto chce, niech się uczy na nowo abecadła. Ja chciałbym opowiedzieć o moich mocarnych już drzewach, które sam przed laty posadziłem. Bo też tylko w nich mam milczące oparcie, chociaż czasem tak wyraziście dają mi znaki. Te moje brzozy, klony, jesiony, świerki, sosny moje najmilsze, jodły i dęby i - przede wszystkim - moje pierwsze drzewo, czyli staropolska lipa. One wszystkie i jedyne, są świadkami moich wieloletnich zmagań z tygodniowymi deszczami i nawałnicami, śnieżycami i ekstremalnym mrozem, głodem i dojmującym jesiennym lub przedwiosennym chłodem spowalniającym bicie serca. Ale w tym samym czasie działy się tu rzeczy cudowne, które tylko w naszej wspólnej pamięci zostały zapisane. Najpewniej, po moim odejściu, czas jakiś i w nich przetrwa moja tkliwość dla wigierskiego krajobrazu, tego bezradnego świadka w obliczu  polackiej  sprzedajnej podłości, dopóki jacyś kolejni borejsze i huszcze nie dokonają do reszty zaprogramowanego w nich dzieła zniszczenia. Kiedy dzisiaj spoglądam na ten skrawek polskiej Historii, tak bezmyślnie i nikczemnie niszczony, to dziwuję się swojej naiwnej bezinteresownej głupocie, która Bronną Górę zamierzała przekazać Przeszłości, a więc tej materii duchowej, bez której nasza doczesność zamienia się w proch.

LIPA

Przywiozłem z niegdysiejszych Suwałk jej wątłą drzewną zapowiedź wynajętym żukiem razem z moim pierwszym jednoosiowym pojazdem, czyli taczką, bo byłem naznaczony Lipą Jana z Czarnolasu, albowiem zamierzałem pod Lipą raczyć moich gości miodem zacnym i sąsiedzką troską. Moi dość odlegli za olszynami sąsiedzi szybko przywrócili mnie do pionu i zaoferowali inne rozrywki. Lipa , mimo sąsiedzkiej niegodziwości,, nie przestała być Lipą i rosła w siłę. W Jej cieniu - w rytmie pór roku - wyrastał Dom, czyli Kamienna Góra i Stos Drew Równo Ułożony. I w miarę wzrastania zbliżała się Góra do Lipy i Ona zbliżała się do Góry obejmując ją swoimi korzeniami i konarami. Ta moja tkliwość dla każdej roślinnej Istoty, dla piędzi ziemi wydzieranej Naturze - miała wiele przykrych konsekwencji.  Bo przecież statystyczny zajadacz mortadeli ma w tyłku swoim przepastnym bezinteresowny zachwyt i umiłowanie krajobrazowego piękna, a więc tego Świadka czasu, którego jesteśmy produktem, bowiem honor to lojalność i wierność! Tak więc sadząc Lipę miałem wiele tematów do przemyśleń.

Dzisiaj Lipa dość potężna jest. (W pierśnicy - 140 cm, w przyziemiu - 175 cm) Gdzieś na górze dzięciołek wystukuje w niej swoją dziuplę, latem huczą jeszcze coraz rzadsze pszczoły. Lipy żyją dość długo, jeśli nie prześladują ich urzędujący "obrońcy przyrody".   

JODŁA

 Jodły  przywiozłem  Garbuskiem z mazowieckiej równiny. Dożyły do obecnych czasów dwie! (Pewnie "Puszcza Jodłowa" Stefana Żeromskiego była dla mnie natchnieniem) Miały 30 centymetrów wysokości i igiełki lśniące podobne świerkom, ale zupełnie inne. Ta "Puszcza Jodłowa" na mojej etażerce, obok "Starej Baśni" i "Dzikowego Skarbu"  ( i wielu innych)  tak szeptała: "Przeminęły nad tobą czasy złe, zlane ludzką krwią. Ciągną inne, inne. Lecz któż może wiedzieć, czy z plemienia ludzi, gdzie wszystko jest zmienne i niewiadome, nie wyjdą znowu drwale z siekierami, aby ściąć do korzenia macierz jodłową na podstawie nowego prawa... (...) Jakie bądź byłoby prawo, czyjekolwiek by było, do tych przyszłych barbarzyńców poprzez wszystkie czasy wołam z krzykiem - nie pozwalam! Puszcza królewska (...) ma zostać na wieki wieków, jako las nietykalny, siedlisko bożyszcz starych, po którym  święty jeleń chodzi".

C.D.N.

niedziela, 22 sierpnia 2021

JESIENNE

I znowu zbliża się Jesień

Te listki zmurszałe, jesionów oddychanie

Znów umieramy, bo mknie ku nam Jesień

Więc do jesionów się przytulamy.

Listku jesienny, nie opadaj

Zostań z nami na wieki

Kiedy burze opodal znikają

A łza nam umyka w obłoków powieki.

Listku jesienny

Bądź mężny i wierny.


piątek, 9 lipca 2021

WIGIERSKIE MUZEALNICTWO

Muzeum Wigier wzbogaciło się właśnie o nowe bezcenne eksponaty. Są to zerżnięte w ostatnich dniach przy siedzibie tej szacownej instytucji mocarne jesiony. Bo, jak to powszechnie wiadomo, martwe drzewo jest szczególnie żywe.



Na tę okoliczność parkowa biurokracja WPN (Walne Plądrowanie Natury) - przymuszona głosami ludowego osłupiałego protestu - wydała specjalne oświadczenie, które w szczególny sposób obrazuje, na jakim etapie umysłowego rozwoju znajdują się autorzy tego wiekopomnego elaboratu.  To już najwyższy czas, aby do tej przegniłej od spodu instytucji ochrony dobra narodowego wkroczyła Najwyższa Izba Kontroli i Prokuratura. Wprawdzie żyjemy w czasach, gdy zaufanie do tych instytucji przybrało komiczne rozmiary, ale nie wierzę, że i tam są same półgłówki, gnojki i rzezimieszki. Tedy do dzieła! Rzeczpospolita pamięta, chociaż szkody uczynione przez łatwych do wskazania winowajców są już nie do naprawienia. Ale parkowe synekurki są tym bardziej godne rewitalizacji. Piorun tedy musi w nich uderzyć!
A jesiony, jak to drzewa stareńkie, nic nie miały do powiedzenia. Czerstwe były, mimo swojego długiego żywota. Żadnej próchnicy, żadnej choroby, najwyżej banalne dolegliwości. Stałość jeno i mocarność, i pamięć odległego czasu i pomarłych Istnień. I oto przychodzi jakiś Borejszo albo Huszcza - dwa żuczki gnojniki - i swoim wątłym umysłowym paluszkiem nakazują zniszczenie przeszłości i przyszłości, bo one nawzajem się karmią na pohybel - jak to należy rozumieć - polskości. Borejszo zniszczył unikalną wioskę nad Wigrami, Huszcza to przyklepał i szafa gra. Więc kontynuujemy bezkarną rzeź drzew.  Oni nie są ze słowiańskiego plemienia, to intruzi ze zidiociałej Barbarii!
I na ostatek jawi mi się kierownik Muzeum Wigierskiego w Starym Folwarku. Otóż do niego się zwróciłem, gdy zaczęła się zagłada unikalnego wigierskiego zakątka krajobrazowego. Facio, nie powiem, obiecał się wywiedzieć i lekko był zszokowany "przeskalowaną budową" na wzgórzach Cimochowizny. Obiecał się wywiedzieć. Jak się wywiedział, to zaraz pojął, że to jego umiłowany szef  Borejszo wydał taką zgodę na unicestwienie wigierskiego krajobrazu. I zaraz utknęła mu kulka w gardle, więc już nie mógł się wysłowić. Tak więc ma na dodatek te zamordowane pomnikowe drzewa przed swoim oknem jako znaczący symbol dla archiwisty.  -  Takie mamy tu nad Wigrami łamańce i lapsusy. 
Ażeby jednak nie być gołosłownym, w całości cytuję oświadczenie tzw. Wigierskiego Parku Narodowego na temat konieczności usunięcia rzekomo martwych i niebezpiecznych drzew.
"Jesiony, które zostały ścięte stały bezpośrednio przy ścieżkach prowadzących do jeziora Wigry. Od kilku lat jesiony te chorowały, traciły gałęzie i konary, które spadały na ścieżkę, stanowiąc bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia przechodniów. W tym roku po pojawieniu się liści na drzewach zauważono, że spora część gałęzi i konarów w koronach drzew jest martwa, co w połączeniu z nawałnicami mogło doprowadzić do wypadku. Dlatego zapadła decyzja o ich wycięciu."
Pomijam tu specyficzną stylistykę dobrze znaną z innych okoliczności przyrody. Moje jednak organoleptyczne zapoznanie się z zamordowanymi przez parkowych biuralistów drzewami jawi mi się zupełnie inaczej. Także analiza logiczna i językowa stwarza pole do kabaretowego popisu: Owi zupełnie mityczni "przechodnie" przechadzający się w tym właśnie miejscu w czasie nawałnicy to typowi suwalscy zombie atakujący parkowych biuralistów podczas koszmarów sennych. Wnoszę tedy o niezależną ekspertyzę - trudną wprawdzie do spełnienia - albowiem  pokrętna narracja parkowych decydentów urąga nawet elementarnej wiedzy i poszkodowanej inteligencji. Posadowiony przez zdradziecką i zbrodniczą kamarylę na stołek dyrektora WPN (Walne Plądrowanie Natury)  były leśniczy Huszcza ma mózg zainfekowany zapewne  nie tylko grzybem Hymenoscyphus fraxineus. Według niego te zamordowane jesiony miały: 86, 80, 75, 75, i 73 lata. Póki  rzeczywisty stan tych drzew nie zostanie opisany niniejszym oświadczam, że mój blisko 50-letni jesion - rosnący w szczególnie przyjaznym jesionom środowisku - ma w pierśnicy (na wys. 1,3 m) 108 cm w obwodzie, co daje średnicę ok. 32 cm. Zamordowane jesiony mają w pierśnicy 280 cm - 290 cm obwodu, a jeden z nich - nieco powyżej -  prawdopodobnie ok. 4oo cm, co przekłada się na średnicę w miejscu ścięcia 120 cm. (Żyją jeszcze ludzie, którzy podobnie jak ja pamiętają te jesiony sprzed 40 czy 50 lat: już wtedy były dorodnymi drzewami.) Tak więc zniszczono z bezmyślną premedytacją pomniki przyrody, które podlegają szczególnej ochronie nie tylko na terenie parków narodowych. Krętactwo pana dyrektora przypomina usprawiedliwienia kierowcy, który przejechał staruszkę na pasach i ją samą obarcza winą. Leśnik w parku narodowym to tradycyjny dopust boży. (Może nie dotyczy to wszystkich leśników i  bogów,  których za to posądzenie z góry przepraszam. Ale ja już wcześniej pisałem, jak to dyrektor Huszcza lubi lub godzi się na rżnięcie drzew pod byle jakim pretekstem, z których najsłynniejszy jest ten, że masakra drzewostanu rosnącego przy cimochowskiej leśnej drodze była konieczna, bo właśnie w tym miejscu musi być przewidziany dojazd dla wozów straży pożarnej. Słyszałem to osobiście z jego organu mowy: musi się przecież jakoś wypłacić swojemu mocodawcy. Ja akurat jestem dość odporny na marnie udokumentowane brednie. Co innego brednia dobrze udokumentowana, z którą można prowadzić dyskurs.) Trzeba również pamiętać, że szczególnie teren nadwigierski to najbardziej kluczowe militarnie miejsce Przesmyku Suwalskiego narażone na zniszczenie już w pierwszych godzinach otwartego konfliktu, czyli wojny. A Chujnia Konowalska w Cimochowiźnie wyleci w powietrze jako pierwszy obiekt, bo satelity niechybnie odnotowały jej podejrzany wymiar, którego nie zauważył WPN (Walne Plądrowanie Natury) i jego dyrektoriat.
A już szczególnie groteskową umysłową ekwilibrystyką jest zniewalająca troska parkowej administracji  o parkowane pod jesionami samochody. Spadł otóż podobno konar albo gałąź na blaszany wytwór geniuszu ludzkiego i wygiął blachę. Natychmiast więc należy w pień wyciąć podobne zamiary. Ale czemuż to doprowadziliście bruk pod te mocarne jesiony? Żeby wam się te parkowe luksusowe maszyny nie kurzyły, i żeby najbardziej leniwy przedstawiciel rodzaju ludzkiego mógł dowieźć swój tyłek ekskluzywnie jak najbliżej do jeziora i zażyć fekalnej czystości wody? Bowiem sinice w jeziorze Wigry nie pojawiły się 3 lipca, ale już pod koniec maja były wszędzie widoczne. I za zachowanie tych "cywilizacyjnych" wartości opłacalna jest każda na przyrodzie zbrodnia z troskliwym uzasadnieniem, co zgodnie realizują uniżeni posługacze Borejszo i Huszcza. 
Proporcje...czyli pudełko zapałek.
Chore konary!
P.S. 
Wprawdzie uważam, że obecna wojna przeciwko ludziom ma charakter eksterminacji zapowiedzianej w wielu wątkach, o których istnieniu nie ma żadnej wiedzy statystyczny tubylec, aliści pomysł redukcji debili wydaje mi się uzasadniony. Dlatego popieram system humanitarnego ludobójstwa, którego sanitarnym zarządcą jest ekonomista w niedzielę zrobiony. Wprawdzie w Sorkwitach na Mazurach, nie wiedzieć czemu, wyszczepionych śmiercionką jest tylko ok 23% pogłowia, ale mamy jeszcze takie środki przymusu bezpośredniego, aby tych niedowiarków uratować przed niechybną śmiercią na pomidora 19. Dlatego cieszy mnie fakt, że ten "zaszczepiony" suwalski debil, który wczoraj zarzucił mi, że nie jestem Polakiem, skoro nie łyknąłem śmiercionki (znam lepsze trunki), otrzyma to, na co zasłużył. Nie powinniśmy więc boleć nad 150 tysiącami wymordowanych Istnień w ciągu ostatniego roku. W Powstaniu Warszawskim, tej największej hekatombie na polskiej ziemi, zginęło ok 200 tysięcy. Dobijamy do tego właśnie poziomu. Zamordowane krajobrazy, zamordowane drzewa stareńkie - to tylko pomruki zbliżającej się zaplanowanej Zagłady. A my nie ruszyliśmy nawet paluchem w bucie w koniecznej  obronie - a dokładniej - zrobili to tylko nieliczni. Gińcie tedy, jako te jesiony! Nie mam dla was współczucia. Jesteście na tym padole zupełnie zbędni.

środa, 2 czerwca 2021

JAK UPIĘKSZYĆ TATRY


Jan Gwalbert Pawlikowski

(List miłośnika gór do redakcji "Wierchów") - wybrane fragmenty.

(...)"Któż z nas, patrząc w piękny słoneczny dzień na nasze cudne Tatry, mieniące się w słońcu jak djamenty, nie odczuł żałosnej nagości innych szczytów w porównaniu z Giewontem? - Niby nic - mały i nikły z oddali krzyżyk - a przecież zdobi górę, podnosi jej urok, niczym klejnot na piersi dziewczęcia. (Piękne to dzieło podaję w załączonej ilustracji.)

Nasuwa się myśl, że gdyby nie wojna i odwrócenie uwagi patrjotów w inną stronę, byłaby może już na każdym szczycie drobna jakaś pamiątka, świadcząca że był tu człowiek myślący i czujący. - Wojna to przeszkodziła pracy kulturalnej, projektom świetnym i szerokim - ona to, powtarzam, i braki w skarbie Państwa są przyczyną tej zazdrości, z którą góry patrzą na Giewont! Ale czasy lepsze zaczynają świtać - perły rzucane dotychczas na śmietnik poczynają wschodzić nieśmiałemi jeszcze źdźbłami. Polska nasza widocznie się odradza gospodarczo i finansowo, marek bowiem jest coraz więcej, a więc czas wyjść poza sferę troski o rzeczy codzienne a zwrócić się w stronę wysubtelnionych potrzeb kulturalnego człowieka. Rzućmy światło na przyszłość rozwoju Tatr, naszkicujmy kilka estetycznych projektów choćby w marzeniu.

(...) Mając taki teren, taki dziki ogród boży wyrosły jak z pod ziemi, pozostawić go odłogiem? Nie! Upiększajmy, ozdabiajmy, stańmy się bożymi ogrodnikami a przyszłe pokolenia błogosławić nas będą!

Morskie Oko patrzy na nas z wyrzutem : Czyż to godne mnie, ta drewniana buda bez komfortu? (...) Mnie się należy monokl w złoto oprawny, hotel pierwszorzędny, terasa zachodząca w wodę, setki gondol wesoło pląsających po mych czarnych falach, (...) cudne gniazdka dla zakochanych z widokiem na staw, kolejka linowa do Czarnego Stawu i wygodne, poręczą opatrzone schodki...(...)

Na Hali Gąsienicowej znaczą się już piękne zadatki pracy kulturalnej. Szkoda wprawdzie że z powodu reakcyjnych wpływów poniechano pierwotnych planów budowy schroniska. Był tam zameczek normandzki, był i klasztorek, (...)  Szkoda! Ale przecież buduje się gościniec, który doprowadzi na halę automobil i cywilizację; pociągnie ona potem dalej aż do Czarnego Stawu - (...) widzę już Halę Gąsienicową zabudowaną domami, zbudowanymi z komfortem europejskim, restauracje, kinoteatry i t.p. Postęp nie daje się powstrzymać. Wkroczy on zwycięsko do wnętrza gór... (...)  Budki z wodą sodową, łabędzie pływające po stawie, koło szczęścia, ognie bengalskie... cały ten świat zaczarowany, podniesiony kulturą do potęgi, staje w marzeniach moich przed oczyma duszy. (...)

Pochwalić należy świeżo powstałą myśl uczynienia z Tatr parku narodowego, (...) Teren nadaje się znakomicie do urządzania "rutschbahnów" i t.p. instalacyj, gdzieby wszystkie stany mogły wziąć udział w powszechnej zabawie i radości, wiążąc przez to samo silniej budowę naszego demokratycznego Państwa. Nie będę wyliczał wszystkich cudów, które tutaj pomysłowy duch ludzki stworzyć może. Wspomnę tylko o niektórych urządzeniach związanych z właściwościami okolicy i turystyką górską. Oczywiście że szczyty powinny być dostępne dla wszystkich, - wymaga tego idea demokratyczna, (...) Oczywiście nie chodzi tylko o to, że Tatry mają być dostępne dla bogatych i ubogich - (...) ale o to, że do równości mają prawo zdrowi i chorzy, mocni i słabi, kalecy, głusi, ślepi, starzy, bojący i idyoci. Piękna myśl wybudowania kolejki szczytowej na Świnicę, tak niefortunnie przez reakcję pogrzebana, powinna być podjętą na nowo. Trzeba jednakże przyznać, że zastarzały pogląd oddawania pierwszeństwa chodzeniu na piechotę tak mocno jest ugruntowany, iż wypada się z nim liczyć. Nie wystarczy urządzenie ścieżek, chodników, poręczy i t.p., trzeba dać możność wychodzenia pieszo na góry nie mogącym wogóle chodzić. Jest na to doskonały środek w tak zwanych trottoires roulants, - przy ich pomocy można wydrapać się własnemi nogami na Mnicha nie robiąc więcej nad dwa lub trzy kroki w zupełnem bezpieczeństwie i bez nadwerężania płuc i serca. Dla umożliwienia dłuższego spaceru na znacznych wysokościach wypadnie połączyć szczyty mostami. Co za wspaniała promenada zwłaszcza gdy doliny rozbrzmiewać będą muzyką kilkunastu orkiestr albo śpiewem góralskim wyrzucanym przez potężne gramofony na "Sabałową nutę". Utrzymanie cech etnograficznych jest rzeczą ważną:(...) Trzeba więc stosować ornament góralski gdzie się da, np. ułożyć kamienie w widne zdaleka leluje i parzenice; byłoby to obramienie dla klombów z szarotek i innych kwiatów górskich, po które nie trzebaby się wspinać narażając życie i ubranie. Możnaby też postawić tu i ówdzie wypchanego górala, który za wrzuceniem pieniążka w otworek, gwizdałby na palcach (...)

Na szczytach, oprócz tych żywych pomników tradycji, trzebaby pomyśleć o następujących urządzeniach: oczywiście ochrona jakaś od deszczu, (...) luneta obracająca się ponad stolikiem (...) no  - i last not least - tablica z napisem: "zanieczyszczanie tego miejsca zakazuje się pod grzywną, względnie karą aresztu". (...) Nie od rzeczy by też było umieszczenie blaszanej kozicy, (...) Ustawiona na wystającym cyplu, widna zdaleka, przyczyniałaby się znakomicie do charakterystyki krajobrazu. (...) W krainie lasów, odpowiednikiem dla sztucznego górala ze szczytu mogłyby być sztuczne czarownice. (...) W każdej większej kępie paproci posadziłbym gnomy z teracoty; (...) Dla zachowania kolorytu lokalnego oprócz gnomów możnaby zastosować swojskie dziwożony. Wzbogacilibyśmy w ten sposób pierwiastek estetyczny zapożyczony z Zachodu.

CDN






czwartek, 29 kwietnia 2021

W.P.N.

Niegdyś skrót ten oznaczał inicjały Wigierskiego Parku Narodowego. Nie trzeba było długo czekać na tych literek dezaktualizację. Jako samozwańczy strażnik W.P.N. dokonałem oto odszyfrowania tych inicjałów. Otóż oznaczają one: Walne Plądrowanie Natury. 

Jestem tu już blisko pół wieku. Jednak w najgorszych snach nie umiałem przewidzieć tego dzieła zniszczenia w zadekretowanym fałszerstwie odpowiedzialności za powierzone sobie dziedzictwo. A więc kiedy trzeba głos podnieść w bezinteresownej obronie unikalnych wartości krajobrazowych - słychać jedynie pisk myszy schowanej za kamieniem, zdrętwiałej ze strachu. Albo, co najwyżej, szeptem wypowiedziane wezwanie do dyplomatycznych zabiegów, które zwyczajnie śmierdzą pobożnym kunktatorstwem.

W takich okolicznościach przyrody odbywa się przebudowa chronionej z założenia Natury na miejski śmietnik. Bo takie marzenia są realizowane wśród samorządowych włodarzy: miasto nad Wigrami i zabudowa wigierskich wzgórz z widokiem na jezioro, czyli sadzawkę, w której gromadzą się suwalskie ścieki. Ale tego przecież nie będzie widać.

Już wcześniej poczyniono odpowiednie przygotowania. Piękną graficzną tablicę przy siedzibie Parku zniesiono, by w to miejsce dać szkaradnie żałosny piktogram o turystycznej treści, który  nijak się  ma do rzeczywistości i do funkcji parku narodowego. 

Patrzajcie tedy, co się w waszym kraju wyrabia. 

Zanim...

W trakcie...
(jesień 2020)


12 maja, godz. 13
Chujnia w budowie
17 maja, samo południe

28 maja
Pracuje koparka i wielkie ciężarówki wywożą ziemny urobek z opróżnionego wnętrza wzgórza. Jako ekwiwalent wlano w ten dół grobowy "wiejskiej  chałupy" setki ton betonu. Dlatego są i tacy - zaszokowani skalą - którzy nazwali tę budowlę atomowym bunkrem. Sztuczny nasyp piękno Natury zakonserwuje i poprawi dla przyszłych pokoleń, a i pamięci pomoże przetrwać  o ubogaconej na plandemii konowalskiej profesji. Jest to też dobre miejsce na parking lub lądowisko dla helikoptera.

EPITAFIUM
Chujnia Konowalska
Tak oto dotarłem w moim reportażu do dnia 1 lipca 2021 roku. Nie ma już co ratować ani nagabywać o niezbywalne wartości. Byle gnom okazuje swoją przewagę i zamiata usilnie rzecz pod dywan. Czy to jest wynik banalnej korupcji, czy też dość powszechnego zgłupienia, nepotyzmu, znieczulicy, tumiwisizmu, zmęczonego zobojętnienia, buty, prostactwa i arogancji - nie umiem rozsądzić, bo też jedynym moim narzędziem jest tylko stalówka. Wszakże hołduję jednak uporczywie rosyjskiemu przysłowiu: co zostało zapisane piórem - nie wyrubiesz nawet toporem! I mam ku temu historyczne uzasadnienia.

Tak więc Chujnia wciąż ma się dobrze. Poślicy i poślice, senatorianie, prezydęcik, premierycy, ministranci, wojewodowie, starostowie, wójtowie i dyrektorianie mają Polskę w swej przepastnej zbiorowej rzyci, gdzie wszelka myśl musi ulec zagładzie, jako i ten prastary krajobraz.

 Popełniona została tedy zbrodnia na wigierskich wzgórzach przy pełnej akceptacji tzw. Wigierskiego Parku Narodowego, a więc tej atrapy, która przez blisko trzydzieści lat karmiła fikcję: albowiem prawie zaraz po powstaniu Wigierskiego Parku Narodowego rozpoczęło się jego niszczenie. A przecież parkowi biuraliści sami pisali, że na terenie Parku mogą powstawać tylko obiekty służące przyrodzie i w dopuszczalnej (dorzecznej) skali. Wiele więc tu opowieści, ale ja tymczasem  postuluję, aby zbudować przed siedzibą WPN (Walne Plądrowanie Natury) staropolskie dyby. Ażeby każdy, kto by chciał, mógł kopnąć w tyłek figuranta usadowionego na dyrektorskim sedesie, który tego dzieła zniszczenia dokonał. I niech mi nikt nie mówi, że przesadzam. Taki mamy akurat klimat...


A teraz trochę cytatów

"Park narodowy to obszar chroniony i wydzielony ze względu na charakteryzujące go szczególne walory przyrodnicze, naukowe czy kulturowe. Wyjątkowość parku narodowego polega na tym, że jest zachowany w stanie naturalnym lub w niewielkim stopniu zmienionym przez działalność człowieka. Celem ochrony tego typu terenów jest zachowanie w jak najlepszym stanie walorów krajobrazowych." (...) W artykule 8 Ustawy z dnia 16 kwietnia 2004 roku czytamy, że na terenie parku narodowego "ochronie podlega CAŁA PRZYRODA I WALORY KRAJOBRAZOWE".

"Pieczę nad parkiem narodowym sprawuje dyrektor, do którego obowiązków należy kierowanie realizacją ochrony parku."

A tymczasem?

Tymczasem, i to od lat,  rozpuszczane są pogłoski i miarodajne stwierdzenia, że życie na terenie Parku jest nie do zniesienia, bowiem Park utrudnia wymianę nawet zgniłej krokwi w dachu lub sztachety w płocie. Takie brednie są rozpuszczane wśród ludu, by za tą zasłoną realizować sny uporczywych  kretynów. Tak więc spychacze, koparki, betoniarki, wielkie samochody zwożące materiały budowlane, wywożenie budowlanych śmieci do lasu, miażdżenie polnych dróg i ich asfaltowanie i betonowanie "ażeby się nie kurzyło", zwożenie tysięcy ton żużlu dla zasypania nadbrzeżnych podmokłych lasanków, dewastacja naturalnej rzeźby terenu, wycinka starodrzewu i budowlana architektoniczna schizofrenia - to obrazki parkowej niebanalnej codzienności, a to tylko część listy. Także i w ten sposób Monstrum w każdej odsłonie zostawia po sobie zafajdaną rzeczywistość.

Tak umiera Rzeczpospolita pośród swoich oprawców i grabarzy!



Stara droga przed powstaniem W.P.N.


Kilka lat później...,"bo drzewa podnosiły asfalt".



A to materiał ekologiczny do reperacji polnych dróg na terenie W.P.N. To także pokaz gminnej inwencji (rok 1997)




PODZWONNE
Jest 15 dzień września 2021. Przed kilku dniami dziesiątki wielkich ciężarówek miażdżąc dopiero co wyżwirowaną polną drogę,  zakończyło wywożenie sztucznego nasypu z wydrążonego wzgórza nad Wigrami. Składali ten urobek na terenie WuPeeNu, czyli tzw. Wigierskiego Parku Narodowego - gdzie się dało, byleby blisko. Musi meteor walnął w  Dyrektoriat za wstawiennictwem  Matki Boskiej, reprezentowanej przez spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością  Huszcza & Borejszo. Ci dyrektorialni faceci blisko rok marszczyli Freda doskonaląc swoją przydatność na zajmowanych stanowiskach, które okupują prawem kaduka, albowiem trudno znaleźć inne uzasadnienie. Ta grabież Narodowego Dziedzictwa nie powinna odejść w zapomnienie. Nie tracę więc ufności, że  Nikczemność i kunktatorska podłość prędzej czy później staną przed trybunałem Najjaśniejszej  Rzeczypospolitej. A Borejszę i Huszczę spotka zasłużona kara, czyli Infamia i Banicja! Osobną kwestią będzie los tego architektonicznego potworka, który mógłby sobie stać wszędzie, ale nie w takim i w tym krajobrazie. Zadecydowali o tym w najlepszym razie parkowi  zbrodniczy dyletanci . 


"NOWY POLSKI ŁAD"
Oddział I : PROSEKTORIUM



poniedziałek, 22 marca 2021

MONSTRUM


Zamiast felietonu!

Dopisek w dniu 7 kwietnia 2021 roku:
Nie udała się moja sztubacka prowokacja i zastąpienie mojego lenistwa filmowym koreańskim obrazem, który dokładnie i metaforycznie opisuje rzeczywistość, w której przyszło nam życia naszego doczesnego w upojeniu zażywać. Jestem tedy pełen uznania dla tej inteligencji, która skojarzyła i wyśledziła moje "Kinderscenen". Sam przecież bym nie wpadł na taki pomysł. Otóż u zarania był mój nikczemny zamysł na metaforyczne opisanie owego Monstrum, które morduje i zniewala tych najbardziej już zniewolonych. Nadałem więc mojemu przyszłemu felietonowi tytuł "MONSTRUM" , opublikowałem i czekałem starając się okiełznać moje rozwichrzone myśli. Po kilku dniach wyświetlił mi się ów właśnie film "Monstrum", który doskonale mnie wyręczył w moim pisarczykowym trudzie. Ale że nic na tym padole nie trwa wiecznie, zaledwie kilka dni ten obraz był dostępny. Teraz nigdzie go nie widać, poza zapowiedziami. Morał z tego wynika taki, że umysłowym maruderom nie pomoże żadna odsiecz, bo do wygrania wojny potrzebne są zapomniane cnoty.  Wszelako to jeszcze zastrzeżenie tutaj podniosę, że wobec obcych wrogów należy zachować rycerskie zasady. Wróg wewnętrzny na żaden honor w bitewnym zgiełku nie zasługuje. Tak więc kosa osadzona na sztorc jest wobec nich jak najbardziej rycerską bronią choćby dlatego, że Śmierć używa jej nad wyraz skutecznie.
Howgh!

13 lipca 2021 nawet ta dwuminutowa reklama tego filmu została zablokowana. Pętla się zaciska

wtorek, 5 stycznia 2021

DYWAGACJE HISTERYCZNE

  Małą mam ochotę do opisywania większości aktualnie nagłaśnianych sług narodu, bowiem grzebanie się w dokonaniach umysłowych karakanów i urzędujących oprawców jest przejmującym obrazem własnej niemocy. Wyjątkiem będzie przywołany poniżej bohater, bo akurat nie zbywa mu na inteligencji i swadzie, a i własne dokonania ma daleko za sobą. Poza tym został dotkliwie naznaczony rodzinnym nieszczęściem, co z kolei bardzo ogranicza moją publicystyczną swawolę, bo jednak staram się kultywować rycerski ethos. I nigdy, przenigdy, nawet największemu wrogowi nie strzeliłbym w plecy lub pastwił się nad jego grobem. Jednakże pewną wesołość wywołało we mnie gęste tłumaczenie się pana primo voto sekretarza wojewódzkiego PZPR, primo secundo członka Biura Politycznego, premiera, posła, und so weiter Leszka Millera, jakoby skorzystał z jakichś koneksji i  wepchał się do drepczącej z niecierpliwością kolejki, gdzie dał sobie w żyłę preparatem szczepionkopodobnym.  Otóż ja nie mam do premiera Leszka Millera żadnych pretensji, że w celu ratowania swojej rodziny i reszty ludzkości rzekomo zaszczepił się przeciwko zbrodniczemu wiruskowi miksturą o niezbadanym działaniu. (Ja wprawdzie hołduję własnej hipotezie, że prace nad tą "szczepionką" trwały już długie lata).Wychodzę bowiem z założenia, że sterowana propagandą dobrotliwa  łatwowierność jest szczególnie zaraźliwa i nie znaleziono na nią jeszcze skutecznej odtrutki. Tak więc poświęcenie Leszka Millera dla ocalenia swojej rodziny i reszty ludzkości nie zostanie mu zapomniane. A to dlatego, że wiele wskazuje na takie skutki owych "wyszczepień", iż liczba idiotów na tym padole zostanie znacznie zredukowana. Co powinno przynieść dobroczynne skutki.

Na obrzeżach tedy zaraźliwej histerii trwają jednak wciąż próby zwołania pospolitego ruszenia, bo duch w narodzie tu i ówdzie jeszcze się (podobno) kołacze. I  tak  niektórzy  histeryczni  ideolodzy  wskazują heroicznymi gestami kierunek ataku. Ma to być zmasowany atak  na samorządy obozowych ciur  w  celu  przejmowania   władzy.  (Samorządowa zaś władza niezdolna jest  zwykle do obrony choćby skrawka Rzplitej, ale zdolna jest na ten przykład do tępego niszczenia polskiego krajobrazu, który bez wątpienia  nie   należy   tylko   do   lokalnej  społeczności.  I wszelkie troski o tę część pozostawionego nam dziedzictwa wywołują jedynie wzruszenie ramion i spychanie własnych zaniechań, braku wyobraźni i korupcyjnych zasad rządzenia na "nieuchronne procesy cywilizacyjne". A  apanaże  samorządowych biurokratów, to  doprawdy  niebotyczna  dla zwykłych śmiertelników skala, więc zawsze znajdą się chętni do podmianki w imię troski o ojczyznę).

I tak się turlamy przez nasze życie, wzniośli i bezmyślni. Turlamy się w objęciach medialnego proroka, który przeżuwa nas na miazgę. Powtarzamy jego gesty i miny, delektujemy się jego medialną sprawnością, kładziemy nasze łby pod topór wykreowanej rzeczywistości. To nic, że umieramy. To nic, bo Potwór, którego usiłujemy nie dostrzegać, potrzebuje strawy. Ulegamy jego potrzebie zrazu dla świętego spokoju i doraźnych korzyści, zapominając, że ze wspólników zbrodni sami stajemy się ofiarami, albowiem Bestia jest ludożercą.

Otwierają się więc wciąż nowe gabinety krzywych zwierciadeł - nazywane dla niepoznaki niezależnym dziennikarstwem - bo przecież wystarczy byle grymas i filmowy przekaz, gdyż na czytanie i myślenie mało kto ma ochotę. Publika chętnie  klaszcze lub złorzeczy po  każdej stronie, albowiem niewiele poza taką ekspresją ma do powiedzenia, a cenzorskie zapędy odżywają w nieoczekiwanych miejscach, gdzie chcą się manifestacyjnie szykować  kadry ratowniczej ekspedycji pod byle jakim lub orlim znakiem.  Tak więc niewielkie ma znaczenie, gdzie chcemy przyłączyć swój głos do narodowego upojenia, bowiem kaprysy i zalecenia czujnych politycznych "redaktorów" umotywowanych własną świętą racją,  spychają polemiczne zawiłości w otchłań spalarni śmieci, w której dyspozytorami są ludzie trywialnie upośledzeni na umyśle, bo jest to jedyne wytłumaczenie cenzorskich pasji. Tak okaleczony, ale użyteczny na każdy dziejowy zakręt patryjotyczny imperatyw trwa i rozwija się ku chwale ojczyzny, która spazmatycznie łapie powietrze.