BŁOTNE ABECADŁO

piątek, 9 lipca 2021

WIGIERSKIE MUZEALNICTWO

Muzeum Wigier wzbogaciło się właśnie o nowe bezcenne eksponaty. Są to zerżnięte w ostatnich dniach przy siedzibie tej szacownej instytucji mocarne jesiony. Bo, jak to powszechnie wiadomo, martwe drzewo jest szczególnie żywe.



Na tę okoliczność parkowa biurokracja WPN (Walne Plądrowanie Natury) - przymuszona głosami ludowego osłupiałego protestu - wydała specjalne oświadczenie, które w szczególny sposób obrazuje, na jakim etapie umysłowego rozwoju znajdują się autorzy tego wiekopomnego elaboratu.  To już najwyższy czas, aby do tej przegniłej od spodu instytucji ochrony dobra narodowego wkroczyła Najwyższa Izba Kontroli i Prokuratura. Wprawdzie żyjemy w czasach, gdy zaufanie do tych instytucji przybrało komiczne rozmiary, ale nie wierzę, że i tam są same półgłówki, gnojki i rzezimieszki. Tedy do dzieła! Rzeczpospolita pamięta, chociaż szkody uczynione przez łatwych do wskazania winowajców są już nie do naprawienia. Ale parkowe synekurki są tym bardziej godne rewitalizacji. Piorun tedy musi w nich uderzyć!
A jesiony, jak to drzewa stareńkie, nic nie miały do powiedzenia. Czerstwe były, mimo swojego długiego żywota. Żadnej próchnicy, żadnej choroby, najwyżej banalne dolegliwości. Stałość jeno i mocarność, i pamięć odległego czasu i pomarłych Istnień. I oto przychodzi jakiś Borejszo albo Huszcza - dwa żuczki gnojniki - i swoim wątłym umysłowym paluszkiem nakazują zniszczenie przeszłości i przyszłości, bo one nawzajem się karmią na pohybel - jak to należy rozumieć - polskości. Borejszo zniszczył unikalną wioskę nad Wigrami, Huszcza to przyklepał i szafa gra. Więc kontynuujemy bezkarną rzeź drzew.  Oni nie są ze słowiańskiego plemienia, to intruzi ze zidiociałej Barbarii!
I na ostatek jawi mi się kierownik Muzeum Wigierskiego w Starym Folwarku. Otóż do niego się zwróciłem, gdy zaczęła się zagłada unikalnego wigierskiego zakątka krajobrazowego. Facio, nie powiem, obiecał się wywiedzieć i lekko był zszokowany "przeskalowaną budową" na wzgórzach Cimochowizny. Obiecał się wywiedzieć. Jak się wywiedział, to zaraz pojął, że to jego umiłowany szef  Borejszo wydał taką zgodę na unicestwienie wigierskiego krajobrazu. I zaraz utknęła mu kulka w gardle, więc już nie mógł się wysłowić. Tak więc ma na dodatek te zamordowane pomnikowe drzewa przed swoim oknem jako znaczący symbol dla archiwisty.  -  Takie mamy tu nad Wigrami łamańce i lapsusy. 
Ażeby jednak nie być gołosłownym, w całości cytuję oświadczenie tzw. Wigierskiego Parku Narodowego na temat konieczności usunięcia rzekomo martwych i niebezpiecznych drzew.
"Jesiony, które zostały ścięte stały bezpośrednio przy ścieżkach prowadzących do jeziora Wigry. Od kilku lat jesiony te chorowały, traciły gałęzie i konary, które spadały na ścieżkę, stanowiąc bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia przechodniów. W tym roku po pojawieniu się liści na drzewach zauważono, że spora część gałęzi i konarów w koronach drzew jest martwa, co w połączeniu z nawałnicami mogło doprowadzić do wypadku. Dlatego zapadła decyzja o ich wycięciu."
Pomijam tu specyficzną stylistykę dobrze znaną z innych okoliczności przyrody. Moje jednak organoleptyczne zapoznanie się z zamordowanymi przez parkowych biuralistów drzewami jawi mi się zupełnie inaczej. Także analiza logiczna i językowa stwarza pole do kabaretowego popisu: Owi zupełnie mityczni "przechodnie" przechadzający się w tym właśnie miejscu w czasie nawałnicy to typowi suwalscy zombie atakujący parkowych biuralistów podczas koszmarów sennych. Wnoszę tedy o niezależną ekspertyzę - trudną wprawdzie do spełnienia - albowiem  pokrętna narracja parkowych decydentów urąga nawet elementarnej wiedzy i poszkodowanej inteligencji. Posadowiony przez zdradziecką i zbrodniczą kamarylę na stołek dyrektora WPN (Walne Plądrowanie Natury)  były leśniczy Huszcza ma mózg zainfekowany zapewne  nie tylko grzybem Hymenoscyphus fraxineus. Według niego te zamordowane jesiony miały: 86, 80, 75, 75, i 73 lata. Póki  rzeczywisty stan tych drzew nie zostanie opisany niniejszym oświadczam, że mój blisko 50-letni jesion - rosnący w szczególnie przyjaznym jesionom środowisku - ma w pierśnicy (na wys. 1,3 m) 108 cm w obwodzie, co daje średnicę ok. 32 cm. Zamordowane jesiony mają w pierśnicy 280 cm - 290 cm obwodu, a jeden z nich - nieco powyżej -  prawdopodobnie ok. 4oo cm, co przekłada się na średnicę w miejscu ścięcia 120 cm. (Żyją jeszcze ludzie, którzy podobnie jak ja pamiętają te jesiony sprzed 40 czy 50 lat: już wtedy były dorodnymi drzewami.) Tak więc zniszczono z bezmyślną premedytacją pomniki przyrody, które podlegają szczególnej ochronie nie tylko na terenie parków narodowych. Krętactwo pana dyrektora przypomina usprawiedliwienia kierowcy, który przejechał staruszkę na pasach i ją samą obarcza winą. Leśnik w parku narodowym to tradycyjny dopust boży. (Może nie dotyczy to wszystkich leśników i  bogów,  których za to posądzenie z góry przepraszam. Ale ja już wcześniej pisałem, jak to dyrektor Huszcza lubi lub godzi się na rżnięcie drzew pod byle jakim pretekstem, z których najsłynniejszy jest ten, że masakra drzewostanu rosnącego przy cimochowskiej leśnej drodze była konieczna, bo właśnie w tym miejscu musi być przewidziany dojazd dla wozów straży pożarnej. Słyszałem to osobiście z jego organu mowy: musi się przecież jakoś wypłacić swojemu mocodawcy. Ja akurat jestem dość odporny na marnie udokumentowane brednie. Co innego brednia dobrze udokumentowana, z którą można prowadzić dyskurs.) Trzeba również pamiętać, że szczególnie teren nadwigierski to najbardziej kluczowe militarnie miejsce Przesmyku Suwalskiego narażone na zniszczenie już w pierwszych godzinach otwartego konfliktu, czyli wojny. A Chujnia Konowalska w Cimochowiźnie wyleci w powietrze jako pierwszy obiekt, bo satelity niechybnie odnotowały jej podejrzany wymiar, którego nie zauważył WPN (Walne Plądrowanie Natury) i jego dyrektoriat.
A już szczególnie groteskową umysłową ekwilibrystyką jest zniewalająca troska parkowej administracji  o parkowane pod jesionami samochody. Spadł otóż podobno konar albo gałąź na blaszany wytwór geniuszu ludzkiego i wygiął blachę. Natychmiast więc należy w pień wyciąć podobne zamiary. Ale czemuż to doprowadziliście bruk pod te mocarne jesiony? Żeby wam się te parkowe luksusowe maszyny nie kurzyły, i żeby najbardziej leniwy przedstawiciel rodzaju ludzkiego mógł dowieźć swój tyłek ekskluzywnie jak najbliżej do jeziora i zażyć fekalnej czystości wody? Bowiem sinice w jeziorze Wigry nie pojawiły się 3 lipca, ale już pod koniec maja były wszędzie widoczne. I za zachowanie tych "cywilizacyjnych" wartości opłacalna jest każda na przyrodzie zbrodnia z troskliwym uzasadnieniem, co zgodnie realizują uniżeni posługacze Borejszo i Huszcza. 
Proporcje...czyli pudełko zapałek.
Chore konary!
P.S. 
Wprawdzie uważam, że obecna wojna przeciwko ludziom ma charakter eksterminacji zapowiedzianej w wielu wątkach, o których istnieniu nie ma żadnej wiedzy statystyczny tubylec, aliści pomysł redukcji debili wydaje mi się uzasadniony. Dlatego popieram system humanitarnego ludobójstwa, którego sanitarnym zarządcą jest ekonomista w niedzielę zrobiony. Wprawdzie w Sorkwitach na Mazurach, nie wiedzieć czemu, wyszczepionych śmiercionką jest tylko ok 23% pogłowia, ale mamy jeszcze takie środki przymusu bezpośredniego, aby tych niedowiarków uratować przed niechybną śmiercią na pomidora 19. Dlatego cieszy mnie fakt, że ten "zaszczepiony" suwalski debil, który wczoraj zarzucił mi, że nie jestem Polakiem, skoro nie łyknąłem śmiercionki (znam lepsze trunki), otrzyma to, na co zasłużył. Nie powinniśmy więc boleć nad 150 tysiącami wymordowanych Istnień w ciągu ostatniego roku. W Powstaniu Warszawskim, tej największej hekatombie na polskiej ziemi, zginęło ok 200 tysięcy. Dobijamy do tego właśnie poziomu. Zamordowane krajobrazy, zamordowane drzewa stareńkie - to tylko pomruki zbliżającej się zaplanowanej Zagłady. A my nie ruszyliśmy nawet paluchem w bucie w koniecznej  obronie - a dokładniej - zrobili to tylko nieliczni. Gińcie tedy, jako te jesiony! Nie mam dla was współczucia. Jesteście na tym padole zupełnie zbędni.