BŁOTNE ABECADŁO

środa, 22 czerwca 2011

MOWA TRAWA JEGOMOŚCIA GERWAZEGO NA JUBILEUSZ GAJÓWKI

      Czcigodny i miłościwy Panie  Gajowy!
      Panowie znakomici i Białogłowe płoche!

     W moich podróżach po bezdrożach Internetu wiele mnie spotkało klęsk i rozczarowań — aliści kilka zdarzeń i spotkań na gościńcach warte jest uwagi. Chciałbym naturalnie umieć sprostać mistrzom staropolskich mów, ale przecież tamtych słuchaczy, którzy przed nami żywoty poczciwe wiedli, już zaczyna nam brakować.
Gdzież oni są dzisiaj? Gdzie się zapadli w lęku przed naszą hałaśliwą obecnością ?  Gdzie są ich konie, szable, kontusze, ich dzieci i białogłowe? Gdzie są ich kości?
      Tak więc nie przeczę, że w Sarmacji bije polskie serce. I nie dlatego, że sobie te czasy obdarłem z wszelkich przejawów prywaty i porywczej umysłowej hulanki, ale dlatego, iż  jest to jedna z izb naszego Domu, której nie wolno zasypać i złożyć na śmietniku dziejów, bo i my tam niedługo spoczniemy.
      Ano, nie będę ukrywał, że zwabiła mnie do Gajówki miłość do polskich lasów. A do Puszczy w szczególności. Sama nazwa też wydała mi się adekwatna, bowiem w ciemnym polskim borze Gajówka przytuli i nakarmi strudzonego wędrowca lub — jak to bywało niestety — rannego powstańca: to Gajówka powinna stać się podstawową komórką społeczną.
      No, bo obaczcie sami, ile w Gajówce przykładnej codziennej krzątaniny!
Ot, drwa tu też rąbią — gdy języka nie staje — i, jak ktoś nienawykły, to może własną stalówką obciąć sobie palucha albo inny jeszcze bardziej cenny członek. Tedy uwaga i doświadczenie w szczególnej są tutaj cenie! Na nic zda się tu Mądrala, który wagi słów wypowiadanych oszczędnie nie pojął. Albowiem taka szorstka fantazja cechuje ludzi Puszczy!

      A przecież są w życiu Gajówki i inne uroki: Jak drogi na ten przykład zawieje i na gontowym dachu spoczywa metrowa śniegowa czapa, a cisza taka wielka jest w Puszczy, że słychać milczącą sarnę, gdy w odległym gąszczu wykopuje sobie legowisko w zmarzniętym śniegu. Albo tak, na przedwiośniu, kiedy wszystko zaczyna gadać, szumieć i szeleścić, chociaż zmarzlina jeszcze trzyma ludzi, drzewa i zwierzęta w swoim mocarnym uścisku. ...A i w Gajówce przecież bywają biesiady huczne, gdzie niejeden rubasznie do szabli sięgnie, inny przy biesiadzie złożony niemocą przyśnie, a w nocy drzwi na podwórzec nie znajdzie i odda urynę do kominka. Pan Gajowy i na takie ekscesy jest przygotowany, bo, jako żywo, piwniczka i spiżarnia Gajówki stoją dla wszystkich otworem, co nie powinno być dla wielu odpowiednią zachętą do odwiedzin, jako że można też na mróz siarczysty boso i bez gaci być wyproszonym. Tedy w konfuzji jestem wielkiej, bo nie przywykłem strzępić języka po próżnicy na cytowaniu ciętych krotochwili przy takich egzekwiach, które jednakowoż szczególnej uwagi i czułości językowej wymagają.
Bowiem Gajówka, i Dwór Polski, i Polski Zaścianek, i Chałupa Polska mają świadczyć o takich odwiecznych wartościach, których nie przemogą żadne złe moce.

      Ja sam otóż przyjażniłem się kiedyś z gajowym Wackiem Gwiazdowskim, który w Puszczy nigdy nie zbłądził i podległe sobie kwartały i zarośnięte ścieżki po ciemku umiał znaleźć. Zwierzęta leśne też go się nie bały, bo gajowy Gwiazdowski nigdy nie chodził do lasu ze strzelbą. Tedy Wierzątka wychodziły do niego jak do swojego — nie tylko w czas surowej zimy. Wśród nich dwie sarny upodobały sobie szczególnie Gajowego: potrafiły go znaleźć w najdalszym zakątku.
No i pewnego razu zadzwonił telefon w Gajówce. Dzwonił nadleśniczy z poleceniem służbowym zajęcia się dwoma wojewódzkimi sekretarzami z Komitetu Partii Robotniczo-Chłopskiej, którzy zapolować chcą, a przecież Gajowy wie, gdzie w Puszczy przebywa zwierzyna.
Cóż miał robić gajowy Gwiazdowski! Tak prowadził tych żałosnych myśliwych z Komitetu, żeby żadnej zwierzyny nie zobaczyli. Ale te dwie sarny jednak nie dały się wyprowadzić w pole i mimo kluczenia i wszelakich zmyłek swojego Gajowego jednak znalazły...
      Niedługo potem umarł gajowy Wacek Gwiazdowski jeszcze w kwiecie wieku, chociaż gorzałkę z musztardówki na mrozie okrutnym umiał spożywać na dalekim od wszelkich domostw zrębie. Razem więc słoninę zamarzniętą siekierą rąbaliśmy na zagrychę i trunek zacny w puszczańskim zachwycie spożywaliśmy, co mnie na zdrowie wyszło, a jemu chyba nie.

      W takich wspominkach i w takiej pomroce sarmackich dziejów toną ostatnie Polskie Gajówki! Na złom pokoleń idą obyczaje i obrzędy, sztuka ciosania gontów i sarmacka muzyka, mole żrą te wzgardzone żupany i kontusze. Rozpleniły się Demony, przybierające sobie za ozdobę nasze własne wizerunki; łaciną nazwano język łajdactwa i rzekomej skarbnicy ludowej mądrości.

      Czcigodni Biesiadnicy!
Moja mowa trawa, ale łąki nie moje!
Bywajcie w Gajówce i kulawki z godnością opróżniajcie!
Vinum incendit iras!
Vivat Gajówka!
Vivat Sarmacja!