BŁOTNE ABECADŁO

poniedziałek, 22 lutego 2016

RZEŹ WIERZĄTEK

Jurgielnicy z PISIS zaordynowali ku chwale Rzeczypospolitej rzeź Dzików. Wielka to zabawa dla pozujących na myśliwych z piórkiem i trąbką w tyłku obywateli. Ponoć najwięcej tych osobników ukrywa się w Sejmie i przyległych Pisuarach. Tak więc 40 tysięcy Dzików przeznaczono na tzw. odstrzał sanitarny. Można będzie teraz mordować o każdej porze roku. Lud już się cieszy, a nawet w polskich parkach narodowych zacierają rączki. Będzie okazja do wypitki i konsumowania dziczyzny. Sarnina też nie będzie do pogardzenia. A przy okazji lud nabierze pewności, kto jest jego dobroczyńcą, bo i Szyszki, Nadszyszki i Podszyszki są z tego samego zgromadzenia, które za nic ma Orły nad jeziorem, Czaplę siwą w trzcinach, meandry bagiennej rzeki, Zająca śpiącego ufnie przy naszym domostwie, Borsuka szukającego u nas pomocy, Wiewiórki wspinającej się na nasze plecy, Sikorek wędrujących z nami po Puszczy, Klępy z ciekawskim małym Łosiem, Bobra na brzegu podczas porannej toalety, wreszcie Sarny pasącej się obok naszej Klaczki i hukającego Koziołka.

                                                                rysowała Błotniaczka
   

Puszczańskie dźwięki zamierają gdy słyszę huk wystrzałów: – w kniei, gdzieś na bezlitosnym zapadlisku, umiera w osamotnieniu Zwierzęca Istota, której w naszym modlitewnym do Jahwe amoku odmówiliśmy prawa do empatii. Wszak tej właśnie oszukańczej formule bezmyślnie od stuleci ulegamy: paciorek, kolana zgięte w konfesjonale, poddańczy pokłon wobec naszego duchowego unicestwienia w profesji zabijania  Braci Mniejszych.
Czy to więc będzie tatrzański Niedźwiadek ukamieniowany w potoku przez natchnionych myśliwską pasją "turystów" w różańcowej paplaninie, czy to Jeleń w śmiertelnych zapasach patrzący na swoich morderców z ogromniejącą łzą w swoim zamierającym oku, czy to Pies błąkający się po Puszczy, któremu kula ze strzelby "strażnika przyrody" wyrwie wnętrzności – aby można było w zgodzie z harmonogramem zabić owego Jelenia – to wszystko zakrywa puszczańskie milczenie i drżenie gałązek. W gabinetowych statystykach krew nie znajduje dla siebie miejsca w żadnym raporcie...
Za to na poczesnym miejscu trwa i rozwija się pod totalniackim przewodnictwem samo(nie)rządu koncept obłąkanej urbanizacji Wigierskiego Parku Narodowego. W tym dziele nieodwracalnego zniszczenia tubylczy okupant ma niebywałe zasługi !

I jeszcze, jakby takich nieszczęść było mało, jurgielnicy zabrali się ochoczo za dorzynanie dwóch charyzmatycznych stadnin, hodujących konie arabskie od czasów niepamiętnych. Nie piszę bez emocji, albowiem jestem ze stadniną w Janowie Podlaskim rodzinnie powiązany: – ojciec mojej Donnki, Esculap, urodził się właśnie w janowskiej stadninie, w roku 1999. Wprawdzie Marek Trela wtedy jeszcze dyrektorem nie był, ale miał już namaszczenie ikony hodowli polskiego araba, Andrzeja Krzyształowicza. Bo, jak to znającym się na rzeczy wiadomo, koń arabski został stworzony właśnie na polskich ziemiach. Ale przecież tym jurgielnickim dyletantom nic nie mówi np. :Wołoszka, Sławuta, Ilderim... Oni, w ramach swej decyzyjnej libacji, są zaledwie zdolni do produkcji kalumni i nieporadnych kłamstw. Korzystają przy tym – jakżeby nie – z usług dziennikarskiej swołoczy, która dla oślepienia tubylczej nacji wkłada patriotyczny kamuflaż.

 Gorze mi!