BŁOTNE ABECADŁO

środa, 31 października 2012

ŁZA BORSUKA

Szedłem dzisiaj przez Puszczę i nagle ziemia się zatrzęsła. Na wprost mnie galopował dorodny Borsuk. Stanąłem, aby nie przyprawiać go o palpitację serca związaną ze spotkania z ludzką Bestią, ale on zatrzymał się pięć metrów przede mną, wysikał się w spokoju i pognał w puszczańską gęstwinę. A tuż za nim nadbiegł drugi Borsuk, wysikał się w tym samym miejscu i pobiegł jego śladem. I w ten sposób stałem się świadkiem borsuczej namiętności.

Aliści przypomniał mi się inny Borsuk, umierający na asfalcie w mojej obecności.

Otóż nocą wyprzedził mnie jakiś wracający z dyskoteki samochód, czyli z prędkością nadmierną. I zaraz zobaczyłem w światłach reflektorów zaledwie poruszający się przedmiot na szosie. Zatrzymałem się tuż przed nim. Przede mną leżał oddychający spazmatycznie Borsuk.

Tymczasem do grona obserwatorów dołączyła także załoga tego samochodu, który Borsuka przejechał. Wszyscy byli zakłopotani. Bo Borsuk — niestety — żył jeszcze. Ale, wiadomo, koszty weterynaryjnej opieki wysokie są, i nikt nie kwapił się z pomocą. Tak więc sprawcy wypadku szybko się oddalili.

I oto pozostałem ja sam na szosie z potrzebującym pomocy Borsukiem. I zacząłem sobie także przemyśliwać nad kosztami i obowiązkami. Przecież Borsuk nie ma szans, i wystarczy, że go tutaj godnie pochowam.
I wtedy otwarło się na mnie oko Borsuka z tak bolesną wiedzą!

Borsuk — nasze sumienie!

30 marca 2012