BŁOTNE ABECADŁO

piątek, 30 września 2011

PIELGRZYMOWAĆ DO POLSKI

     Podobno siedem milionów pielgrzymów z kraju nazywanego: Poland, Pologne, Lechistan, Ubekistan, Polen, Polonia, Judeopolonia, PRL, Polsza, Priwislanskij Kraj etc. — rusza każdego roku na objazd świata po Chrystusowych śladach i ich emanacjach. Szlaki te znaczą wypalone autobusy i zwęglone ciała pielgrzymów. Na podobieństwo rycerzy średniowiecznej Europy chcemy dać świadectwo trwałości chrześcijańskiej wiary i naszego do niej przywiązania i — nie bacząc na koszty — opuszczamy naszą Ojczyznę na mechanicznych rumakach i w pątniczych szatach, w kurzu i trudzie, oderwani dramatycznie od telenoweli i komunikatu o stanie wód. Przy okazji obejrzymy sobie to i owo, czyli ciekawostki z folderów biur podróży — i nie tak już literalnie będzie nas ścigać poczucie zmarnowanego żywota.

      Nic to, że podczas naszej pielgrzymki Belzebub nawiedzi nasz dom i zrobi kupę na środku izby, ażeby nam zamieszkiwanie na naszej ojcowiźnie obrzydzić; nic to, że dopisze się do aktu notarialnego i wyciągnie z naszej szafy pachnące naftaliną suknie naszej babci, włoży surdut naszego dziadka, a na kończyny wszystkie nasze zegarki. Nic to, że płot nam się wali, dach przecieka, z zsypu cuchnie,  park narodowy zalewamy asfaltem, albo wycinamy w pień aleję mocarnych topoli na brzegu jeziora, których potrzebuje akurat szwagier Belzebuba. Nic to, że Belzebub utworzy następną partię, zawrze następną koalicję, bo nasza wiara w moc Belzebuba jest święta, czemu damy świadectwo i w następnych demonicznych wyborach. Nic to...

      Jak jednak można udawać się na krucjatę za  wodzem, nie umiejącym  nawet się utrzymać na koniu podczas zjazdu ze wzgórza, bez żadnego bitewnego doświadczenia i bez znajomości choćby znaków drogowych, które nawet dla potomków Piastów i Jagiellonów są wymysłem już zupełnie anachronicznym i dlatego nie zasługującym na uwagę, pomimo zawartych w nich informacji i ostrzeżeń.

      Uzasadnienie dla takich i innych wyborów odnaleźć możemy w zaniechaniu pielgrzymowania do Polski.
Tutaj, na rozstajach dróg i dylematów, wciąż czeka i trwa nasz świątkowy, umęczony i opuszczony Chrystus Frasobliwy. Pod prasłowiańskim zaś dębem, w bezimiennej mogile, spoczywa zapomniany Swarożyc.

4 sierpnia 2007