BŁOTNE ABECADŁO

sobota, 10 września 2011

SCENY DZIECIĘCE

     Każda rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, wywołuje nadprzyrodzoną skłonność do publicznego świętowania tej największej w naszej Historii klęski — jakoś jednak nikt nie chce świętować daty kapitulacji!
     Gdybyż to było pochylenie się w bólu i milczeniu nad losem spalonego miasta i jego mieszkańców, a więc marsz pokutny — bo ci, którzy dzisiaj zasiedlają Warszawę, dorżnęli rannych powstańców, zamordowali powtórnie tych chłopców i dziewczęta idących na całopalenie. Ale nie, nawet prezydent Kaczyński postanowił jakiś ślad po sobie zostawić i na wdzięczność tubylców zasłużyć. Bo kto nie będzie się cieszyć z wolnego dnia w środku tygodnia lub w piątek, albo w poniedziałek?

     Fetowanie tak tragicznych wydarzeń w ten sposób ma i ten wymiar, że w dobie odtwarzania w artystycznej inscenizacji minionych wydarzeń, dymy z grillów poustawianych w podwarszawskich miejscowościach rzeczywiście przesłonią Warszawę.
Jeśli zaś ktoś chce powiedzieć, że najbardziej tragiczne z polskich powstań ocaliło polskiego ducha i polszczyznę, to wykładnią tej szokującej bredni jest chociażby to, że tej straszliwej wyrwy do dzisiaj nie udało się zasypać — bo przecież wystarczy się przyjrzeć internetowym konwulsjom znikającego plemienia Polan.  Dlatego właśnie, gdy rozumu nie staje, patriotyczne ludojady muszą się dokarmiać krwią. Cudzą naturalnie!
     Ta duma, że inni zginęli, by rzekomo ratować naszą tożsamość, należy — wedle mnie — do najbardziej zbrodniczych pomysłów na dekowanie własnego tyłka na tyłach!

     Powstać z kolan powstaniem — to teza co i rusz afirmowana w stanach duchowej klęski. Jak nam myśli braknie, to zaraz chcemy chwytać za osadzoną na sztorc kosę lub karabin bez naboi, aby samozniszczeniu nadać cechy patriotyczne. I przy okazji migają nam co najwyżej jakieś zamglone obrazki Grottgera, Kościuszko na Rynku w Krakowie, lub słyszymy tupot nóg zdyszanych podchorążych biegnących  Agrykolą — zdolnych do mordowania własnych generałów, ale zupełnie pozbawionych politycznej wyobraźni. Tak więc podnieść zanik tradycji obowiązku ustawicznej pracy umysłowej do roli powstańczego fajerwerku — o, to jest dopiero cnota prawdziwego polskiego patrioty! To zaś, żeśmy w ostatnich latach na lep dali się złapać paru świecidełek i pustych symboli , żeśmy wyrzekli się dobrowolnie własnej przeszłości, sprofanowali groby i pamięć tych wszystkich, którzy ginęli za Ojczyznę nie w wirtualnej przestrzeni — tego nie wypada nam przecież przyznać, szczególnie dlatego, bo jesteśmy podobno bardzo katolickim narodem, przywiązanym do polskich katolickich wartości. No, i te pretensje do bolszewików, że stali za Wisłą i nie chcieli  na nasze żądanie grać w rosyjską ruletkę — to zaiste szczególny obraz patriotycznego zniewolenia politycznej myśli.

     A przecież nawet Bora-Komorowskiego dręczyły wyrzuty sumienia. A co mówił o Powstaniu Warszawskim generał Anders, Kisiel, Cat Mackiewicz, czy chociażby współzałożyciel NSZ  Zbigniew Stypułkowski, który w Powstaniu jednak udział wziął, chociaż tej daremnej manifestacji był przeciwny? Czy ich także pospolici internetowi gdakacze powieszą na szubienicy z odpowiednią haniebną tabliczką na piersiach, obsmarują mianem "polakożercy"? — A gdzie pogrzebano rozpacz cywilnej ludności Warszawy? Ta hekatomba jest jakoś wstydliwie w powstaniowej bohaterszczyźnie przemilczana.
     Tym bardziej więc mnie zadziwia kunktatorska pozycja generała Sosnkowskiego, który niby był Powstaniu przeciwny, ale na wszelki wypadek odżegnał się od wszelkiej odpowiedzialności. I nawet po latach nie chciał na ten temat rozmawiać...

     I tak wciąż ktoś chce się uwiarygodnić na popiołach. I popioły na zysk nie tylko w brzęczącej monecie przemienić. A to Żydzi na swych ofiarach, którym w swoim czasie żadnej pomocy udzielić nie chcieli, mając inne względem nich zamiary, a to plemię tubylcze, którego rodowodu nie sposób rozwikłać!
     Pewne jest tylko, że na wypadek tumultu w Warszawie, powinni Polanie wiedzieć, czym się to skończy. "Porządek panuje w Warszawie" — tylko takiego meldunku będą oczekiwały ościenne kraje.
Tymczasem do patriotycznego krwawego zrywu poprowadzi Polan rabin Beer Meisels — nawet położy się krzyżem w kościele; baron Kronenberg da Polanom pieniądze na broń, by potem  za ten patriotyczny czyn dostać od cara order. Uwiarygodniony na emigracji wydawaniem "antyreżymowego" pisma student, też przypadkowo pochodzący z uciskanej przez stulecia mniejszości, powróci do kraju, by pokierować telewizją. W wyniku tej akcji przejdzie w ręce uciskanej tak niemiłosiernie mniejszości — przez najbliższe dwadzieścia lat — osiemdziesiąt procent polskich majątków, zasekwestrowanych przez carat po upadku Powstania Styczniowego.

Poległo 38.000, powieszono 1468, wywieziono na Sybir 18.682, wygnano za Ural 3378, przesiedlono do Rosji 2.416, zamordowano w śledztwach 620, zaocznie skazano na śmierć 7.000.

     Tej lekcji żaden z bohaterskich przywódców Powstania Warszawskiego sobie nie przyswoił i żaden z honorem dla przykładu nie zginął. Mieli za to aż tyle wyobraźni i wojskowej wiedzy, by kazać tym chłopcom, dziewczętom i dzieciom zdobywać gołymi rękami broń na wrogu — bowiem wiele broni już wcześniej zapobiegliwie z Warszawy się pozbyli. Sami zaś korzystali z ochrony Najświętszej Panienki, nie wychylając nosa ze swych sztabów. Nawet jakże perfidnie zaplanowali tę "Godzinę W" — bo wtedy ruch na ulicach był największy! Oto skutki wezwania Piotra Skargi do pokuty!

     A więc do dzieła, panowie bracia — kosy na sztorc i łby sobie poucinać!

P.S. 1
Tekst ten dedykuję panu Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi, autorowi książki pt. "Kinderszenen".
Autorowi, którego lubię od lat i szanuję, ale nie pochwalam jego obecnych politycznych wyborów. A przecież Jarosław Marek Rymkiewicz powinien mieć w pamięci swój  nieudany literacki eksperyment sprzed lat, gdy Adasia Michnika uczynił swoją muzą!

P.S. 2
Felieton ten powstał ze skrawków różnych moich tekstów o Powstaniu Warszawskim, publikowanych w minionych latach w Internecie.