BŁOTNE ABECADŁO

czwartek, 15 września 2011

PROROCTWO

     Wśród zasług wszelakich Jerzego Turowicza — dość skrzętnie opisywanych — jedna pomijana jest z niewdzięczną małością. Jest to otóż prorocza wizja, że Andrzej Lepper to jest facet, którego miejsce jest w kryminale. Proroctwo to zdawało się trudne do spełnienia, ale widocznie miało w sobie taką wewnętrzną siłę, że natchnęło Robactwo do niezwłocznego działania. Tak więc wśród epitetów w rodzaju: "tandetny szarlatan", "chytry kmieć", "wynaturzony klon Wałęsy" — które to porównania zaczął wymyślać niezależny duchowo pisarz polski Jerzy Pilch — rozpoczął się proces czarownic, których wdzięki zdeprawowały niestety znaczącą część elektoratu. Trzeba więc było ratować Polskę i zagubionych Polan przed nimi samymi.

     Do tego chórku rozsierdzonych strażników polańskiej tożsamości, zaczęli dopisywać się nawet nieskazitelni dotąd tragarze moralnej solidarnościowej czystości, uwiedzeni krętactwami umiłowanych braci Kaczyńskich. Teraz to już Lepper miał przechlapane i wiadomo było, że zostanie skazany przynajmniej na galery w jakimś tropikalnym raju podatkowym, gdzie transferują swoje zyski łupiący Polan macherzy. Sądowa farsa potrzebna była li tylko dla dopełnienia uroczystości pogrzebowych, gdzie wielu starało się o status mistrza ceremonii, aby wykazać przed Belzebubem swoją względem niego dyspozycyjność. Naturalnie zgodnie z demo-kratycznymi standardami, których proroctwo Jerzego Turowicza — starającego się uchronić Polskę przed unicestwieniem — zdaje się wizjonerskim symbolem. Jednakże, na wypadek nieprzewidzianych trudności w realizacji takiego scenariusza, przygotowany został dla Andrzeja Leppera — piórem jednego z wziętych publicystów (niechaj jego imię będzie zapomniane) — także i dół z wapnem.

     Tak więc niezłomna polska Nike otrzymała (chwilowo, tuszę) życiorys molestowanej kurwy. A ta niewiasta zamiast rzekomo owłosionych pleców Leppera, ma teraz do dyspozycji swój włochaty zadek!

     Jakże trudno — i bez widoków na wdzięczność — być prorokiem we własnym kraju. A wszystkiemu winien jest najzwyklejszy brak językowej wyobraźni w polskiej — tej dopuszczonej do głosu — publicystyce,  gdy śmiałe proroctwo staje się sentencją kapturowego wyroku.

16 lutego 2010