BŁOTNE ABECADŁO

środa, 3 listopada 2010

PLĄSY NA TARCZY

      Nawet zastępy totumfackich publicystów starających się tak rozważnie dobierać słowa orzekło, że tarcza — jak sama nazwa wskazuje — służy do obrony, a więc — jak sama nazwa wskazuje — do obrony słusznej.  Mój zabieg rozbudowania nieco głosów tego chórku wydaje mi się na tyle usprawiedliwiony, że nie tylko o samo semantyczne znaczenie tarczy idzie.

       Otóż nie znam z Historii żadnej armii, która posługiwała się samymi tarczami, z czego wynika oczywisty wniosek, że tarcza nie jest defensywnym narzędziem obronnym, ale jak najbardziej ofensywną bronią do osłonienia siebie po to, aby zadać przeciwnikowi cios dotkliwy. Zmuszenie go przy pomocy samej tarczy do uległości, czyli poddania się, naturalnie też wchodzi w rachubę, ale w szczęku bitewnym zdarzało się relatywnie rzadko. Wynika z tego następny słuszny wniosek, że tarczy potrzebny jest przede wszystkim miecz. I tutaj konstrukcja nasza przemyślna dotychczasowej definicji tarczy bierze w łeb. Dla podtrzymania jednak ducha walki posługujemy się przeto owym, tak obciążonym pamięcią nieudanych powstań i bitew heroicznym zawołaniem: Z tarczą lub na tarczy! Okazuje się wtedy, iż na tarczy — bywało — niesiono poległego wojownika, który nie sprostał umiejętnościom, przebiegłości lub przewadze liczebnej nieprzyjaciela. Funkcja więc obronna tarczy staje się co najmniej połowiczna, skoro tarcza może służyć za katafalk, a staje się jeszcze mniejsza, gdy decyzja o użyciu tarczy zależy od obcego wodza prowadzącego własne wojny i uwikłanego we własne konflikty — czego nie powinien negować w publicystycznym ferworze nawet nasz rodzimy Koziołek Matołek, bo stanowić to może obrazę jego rozumu, który on sobie tak ceni.

       Do czego więc w istocie służyć może tarcza? Nie tylko przecież wikingowie bili w tarcze jak w bębny, chcąc zamanifestować własne męstwo i medialnym hukiem ogłuszyć przeciwnika, tudzież dodać sobie splendoru.
Celowośc otóż budowania i używania tarczy zależeć może — acz nie musi  — od spychanego coraz bardziej w zapomnienie rozumu w nadrzędnej obronie polskiej racji stanu, pojmowanej wszakże — na Swarożyca! — nie jako budowanie trójkąta Świętego Przymierza między USA, Izraelem i Rzecząpospolitą jeszcze Polską — co roi się główce prezydenckiej jejmości minister, będącej  wszak emanacją Głowy samego Prezydenta RP. Albowiem będziemy tam reprezentowani wyłącznie przez te kręgi patriotyczne, których opinie możemy bez przeszkód czytać i słuchać, a jakże, w niezależnych mediach.

       Wyrażenie więc woli o chęci spopielenia siebie, swoich dziatek i dalszej rodziny daleko przed czasem — na w miarę znośnych warunkach — wykracza daleko poza prezydenckie i ministerialne kompetencje i wymaga przynajmniej erystycznej oprawy, której zdają się nam odmawiać nie tylko wspomniane dwa urzędy. Wciskanie zaś Polanom jedynie słusznej miazgi w tym zakresie jest kopią propagowania irackiego zagrożenia nuklearnego, biologicznego i chemicznego dla całego świata, w które publicystyczne Koziołki zdawały się wierzyć bezprzykładnie.

       Tak więc w naszych rozważaniach dochodzimy do odmiany tarczy tradycyjnej: jest nią tarcza strzelecka. Tarcza ta służy — też tradycyjnie — do dziurawienia nieszczęsnych głupków nierozważnie wystawiających siebie i bliźnich na cel. Może to być też liść tarczowaty przyrośnięty nie do ogonka, lecz w środku.
Czy jednak za tym liściem skryć się można i osłonić przed armią Hunów z bliższego lub dalszego Wschodu — powątpiewają nawet ślimaki.

       Ja, pozostając przy mojej herbowej tarczy Lubicz, udaję się teraz na poszukiwania mniej oczywistego i bardziej sprzecznego wewnętrznie morału, co — jeśli Swarożyc pozwoli — może stać się udziałem także dotychczasowych miłośników gier losowych.

lipiec 2007

Błotniak z Bronnej Góry
 

 malowała Błotniaczka