BŁOTNE ABECADŁO

czwartek, 28 października 2010

O RYBIE NA ŚWIĄTECZNY STÓŁ

      Chyba zacznę komentować felietony Macieja Rybińskiego, którego wołają Rybą!
A jak bardziej opanuję sztukę drapania pazurem w pożółkłe karty z jego felietonami, kiedy już zacznę odróżniać ż z kropką od rz, wtedy dopisywać będę do nich własne, nigdy przedtem nie spisywane oracje. Zawsze to przecież Ryba o czymś zapomni, coś innego potraktuje z lekceważeniem lub nadmierną uwagą. Zdarzyć się też może jakiś bardziej kompromitujący detal, i ja wtedy, czychający na taką okazję, będę pierwszy na miejscu tego sromotnego wypadku. I niespiesznie, z wyrachowaniem, rzecz całą opiszę.
       Czeka mnie więc przyszłość ciekawa, bo jako rzep uczepiony ogona Ryby będę mógł donosić do gazet i odpowiednich archiwów o wszelkich Ryby poczynaniach, czyli - mówiąc językiem literackim - o tym, co Ryba z siebie w upojeniu wydala.
       Nadarza się właśnie ku temu wyborna okazja, bowiem przymusowo okupujący budynek Sejmu Posłowie i Posłanki - w naszej błotnej społeczności nazywani Obiecanki i Cacanki - przeznaczyli środki budżetowe na dofinansowanie ogrodów zoologicznych w celu przygotowania ich do przyjęcia nowych pensjonariuszy. (W więzieniach brak już miejsc).

       Dla Ryby powstanie zapewne oddział specjalny muzeum oceanograficznego p.n. Rybacka Spółdzielnia Pracy, dla której hodowla rybek w akwarium - do którego Ryba zostanie wspaniałomyślnie wpuszczona - będzie priorytetowym zadaniem postawionym przez wszystkie ministerstwa czuwające nad dalszym rozwojem gospodarki narodowej.
       I w takim oto akwarium, wśród kiełbików, skalarów, welonów i pływających tu i ówdzie majestatycznych ośmiornic, czas będzie upływał Rybie wyjątkowo godnie.
Szczególnie cenne mogą się okazać zapiski Ryby uzasadniające sens przemiany człowieka w Rybę. Bowiem moda na imiona ptasie i wszelakich innych stworów nie ominęła także gryzipiórków.
Nawet w IV Oddziale Oczyszczania Kraju powszechnie szanowany kierownik zsypu przyjął chrzest i czyni teraz honory za wszystkie pluszaki, dożywające swych dni na terenie objętym jurysdykcją IV RP. 
       Ja, jako wyliniałe i przesadnie spleśniałe ptaszydło, kalające własne gniazdo z upodobaniem godnym lepszej sprawy, mające wciąż nazbyt często występującą skłonność do kłapania dziobem po próżnicy, zostanę obdarowany obiecaną mi przez Polan złotą klatką. A były premier jeszcze III RP, którego szybko na pocieszenie mianowano bankowcem, w uznaniu moich zasług zawiesi mi na szyi piętnujący dzwoneczek zamiast odznaczenia.

       Kiedy więc w wigilijny wieczór pojawi się na stołach wielu Polan owa przyrządzana na tak wiele sposobów Ryba - niedaleko będzie do świątecznego kanibalizmu.
Z tego to powodu Ryba marzy sobie, aby w teorii i praktyce ewolucji zająć zaszczytne miejsce u boku małpy, a najlepiej wcielić się nie tylko w jej skórę, ale i w duszę. Małpi móżdżek też co prawda niektórzy sobie cenią, ale przynajmniej ten obyczaj nie ma już nic wspólnego z naszymi świętami.
I to jest prawdziwy powód, dla którego Ryba chce zostać zwykłą Małpą!

       Czegóż to nie robi się, aby uratować własną skórę.
Najwyraźniej cudze życie ma mniejszą wartość.

19 grudnia 2006





rysowała Błotniaczka