BŁOTNE ABECADŁO

wtorek, 26 października 2010

O SZTUCE PISANIA FELIETONÓW

      Postanowiłem się rozejrzeć w jakim towarzystwie przyjdzie mi przebywać. Nie żebym chciał zaraz nosa zadzierać, bowiem wiele zapewne mógłbym się nauczyć. Fach to niewdzięczny, publiczność czycha na każdą podejrzaną i jąkającą się puentę. Trzeba być błaznem i mędrcem, genialnym dziecięciem lub znaną aktorką, można też być ministrem lub prezydentem.
Konkurencja więc nielicha - pomyślałem z goryczą.
Ileż to ja slów i myśli pięknych zmarnowałem w przeszłości powierzając je bezinteresownie mojej epistoligrafii?
Czemuż tak rozrzutny byłem i teraz listy moje, które felietonami wszak być powinny, butwieją wśród wstążek, zasuszonych liści, koronek zrudziałych, pasemek włosów zwiniętych filuternie w loki, wśród mysiego łajna? W cóż ubrać mam teraz moje myśli wzniosłe i moje wzniosłe brednie?

       Przyglądam się tedy z smętkiem portretom P.T. Felietonistów i żadnego, choćby złudnego podobieństwa do siebie znaleźć nie mogę. 
Aleksander Małachowski na przykład, mój sąsiad poniekąd, patrzy na mnie z dobrocią surową, z namysłem, który wskazujący palec pod uniesioną brwią wydatnie podkreśla. Siwa broda jest tegoż zamyślenia delikatną zasłoną.
A Tym Stanisław, także mój sąsiad - poniekąd - trzyma się za czcigodnie rozplanowaną łysinę w bolesnym frasunku. Martwi mnie, że już tak długo trzyma się wciąż za tę samą stronę głowy.
Piotr Nowina - Konopka trwa w wężowym splocie swych własnych dłoni, jakby bał się włożyć je pod kołdrę.
Mało oryginalny jest portret Czesława Bieleckiego, który przedstawia w istocie Stanisława Tyma rozluźnionego po napisaniu felietonu.
Jerzy Pilch po pierwszej niezadowalającej przymiarce do swojego portretu w ogóle na mnie nie patrzy w słusznym przeświadczeniu, że mam nad nim przewagę, bowiem mogę się mu bezkarnie przypatrywać do woli.
Ryszard Marek Groński od lat wdzięczy się w ten sam sposób w oczekiwaniu na oferty.
Niezwykłą przemianę w dniu swoich sześćdziesiątych urodzin przeszedł Krzysztof Zanussi, który z chłodnego intelektualisty i miłośnika podróży, przepoczwarzył się w radosnego trzydziestolatka. Ta metamorfoza dokonała się niewątpliwie pod wpływem twórczości Franza Kafki. Ja jednak mniemam nikczemnie, że przemiana ta nie została jeszcze zakończona.
No, i pozostał mi jeszcze Ludwik Stomma. Kiedy na niego patrzę, to mam przeczucie, że wypicie z nim butelki czerwonego wina, a nawet kilku butelek równie zacnego wina białego, nie byłoby czasem straconym.
       Na tym muszę zakończyć ten z konieczności ograniczony przegląd sarmackich harcowników. Ci, których w tym spisie pominąłem, niechaj się nie obrażają. Do ich wizerunków mogę powrócić przy innej okazji.

       Kiedy więc już moja sytuacja stała się naprawdę nie do zniesienia, poszedłem i ja po moją haubicę, która od ostatniej potyczki wśród pustych flaszek leżała, wsadziłem jej w paszczę flaszkę z cuchnącą miksturą i lont zapaliłem.
I oto w słupie gorącego powietrza tęcza się ukazała i obłoki różowe, a na firmamencie Maklakiewicz z Himilsbachem opleceni falującymi wstęgami unosili się bezwiednie. Tego dnia nad Zakątami wzbierała rzeczywiście światłość jakaś wiekuista. Chłopi w białych koszulach wylegli gromadnie na gościniec. Cisza zaległa na gumnach. Od strony miasta widać już było ciemną chmurę, słychać było trąbki i wiwaty. W paradnym mundurze, z pysznymi piórami na złotym chełmie, wśród dzieci sypiących polne kwiaty, zbliżał się do nas - jak chabrowy cień swoich lampasów - Stanisław Tym powracający z występów.

       A ja, cóż? Blaszana atrapa - czy zbroja posępna?!
Koci, koci łapki...

Bronna Góra,
Wrzesień 1999

P.S. - w marcu 2002
Ten felieton rozchodził się pocztą pantoflową.
Ale już to wystarczyło, aby niektórzy wielebni Felietoniści zadbali bardziej o swoje wizerunki.

I tak Aleksander Małachowski zrezygnował z portretu swego palca. Tym Stanisław zredukował swoją podobiznę do ascetycznej kreski Mrożka. Piotr Nowina-Konopka okazał się odporny na wszelkie przemiany. Czesław Bielecki tak się przejął moją krytyką, że w ogóle zniknął. Jerzy Pilch zdobył się na odwagę i teraz patrzy mi prosto w oczy. Ryszard Marek Groński nadal podoba się samemu sobie. Ludwik Stomma czeka cierpliwie na chwilę, w której będzie mógł mi zarzucić oszczerstwo.

Błotniak z Bronnej Góry