Zapracowany w codziennych moich znojach i obowiązkach, wciąż żywotnej pasji tworzenia w tym miejscu, które stworzyłem zaraz po ingerencji Stwórcy, umykają mi czasem olśnienia Przyrody. A nawet jeśli nie umykają, to wydają się niegodne przeniesienia na papier, który już dawno zmienił się na komputerowy wydruk. Przecież opisywanie czegoś, co jest zwykle ogólnie dostępne dla duszyczek zawistnych i zgorzkniałych jest dotkliwym pogodzeniem się z Nicością. Taki literacki wybryk mija się z wiarą w prawdomówność i kreację tak wątłych literek, które pod stalówką się ujawniają, bo taki jest tradycyjny warsztat pisarza, w którym chcą się dobrze czuć zaprogramowani w odpowiednich państwowych instytucjach mędrcy i głosiciele kolejnego ładu, czyli zwykłego totalitaryzmu, który w swoim czasie pożarł już miliony Istnień nie po to przecież, by cokolwiek ocalić. On jest po to, byśmy zwątpili w ludzką kondycję - i ta hipoteza rzeczywiście da się udokumentować.
Tak więc Jesień odsłania swoje kolejne oblicza, bo klucze dzikich gęsi znów lecą na południe, jak co roku , raz wcześniej, raz później.. W tym roku pierwsze klucze zaczęły się formować 19 września. Bardzo żałuję, że nie prowadziłem przez te wszystkie lata mojego bytowania w Bronnej Górze kalendarium ich odlotów i przylotów. Tak w tamtych latach pojmowałem moje tutaj Istnienie, czując się częścią Przyrody, która nie musi dbać o zapis. To jest ta wiedza tajemna, dostępna Zwierzętom, Drzewom i Wędrowcom, więc nie chcą się oni starać o tani poklask na użytek gawiedzi i ich cynicznych sponsorów.
W Jesieni pierwsze siwieją brzozy, klony ochrą się pokrywają, kaliny krasiwieją, dęby rdzewieją, jesiony wciąż zielone jako i jodły, modrzewie czekają do pierwszych przymrozków. Niekiedy, na widnokręgu nad lasem, opada szybując jakiś balon świetlisty a tajemniczy, a w chmurach wieczornych przesuwa się wysoko jakiś pojazd kosmiczny w kształcie elipsy z migającymi jaskrawo-żółtymi światłami. Bo też chyba nie wszyscy te zjawiska zauważają, wpatrując się bezmyślnie w telewizyjny ekran! W Bronnej Górze zaś Czas płynie jak przed wiekami. Gandalf szamocze się ze swoją chucią, bo od kiedy został dość dotkliwie pokiereszowany przez Wilka, stracił poczucie rzeczywistości, albowiem to nie Wilk, ale człowiek jest jego największym wrogiem. Ostatnio przyszedł ze swoim haremem Łań i porykiwał głupiec dosadnie i zwycięsko. Nie masz na naiwność żadnego lekarstwa w świecie ludzkim i zwierzęcym. Ryczy tedy Gandalf to tu to tam i z tym ryczeniem mam taki przekaz, że mój lęk o niego wciąż wzrasta. Kiedy jego ojciec, przed laty, podszedł do mnie wreszcie na wyciągnięcie ręki, i ufnie koło mnie sobie stał skubiąc siano, poczułem przede wszystkim jego niezwykły puszczański zapach, złożony z mchów, jego wilgotnej sierści i zbutwiałych liści. (Gandalf, wówczas jeszcze młokos, stał z szacunkiem nieopodal). Zapach ten był nie do ogarnięcia dla zwykłego mieszczucha, więc stareńki Jeleń dał mi znak, że zostałem przyjęty do puszczańskiego świata. A przecież one, te Zwierzaki, żyją jeszcze wśród nas, coraz bardziej spychane na ludzkie wyasfaltowane i wybetonowane śmietnisko.
W Jesieni, jak to jest w zwyczaju, wszystko zamiera sposobiąc się do nowego rozkwitania. Dlatego niesłusznie się poddajemy destrukcji. W każdym opadłym listku i my się ukrywamy do powtórnych narodzin. Jak mawiał Julian Przyboś - mój chłopięcy Przewodnik w poetyckim świecie, którego chyba już mało kto pamięta: " Świat nie jest, świat się wiecznie zaczyna".
P.S. Gandalf został zamordowany wczesną jesienią 2023 roku. Jeszcze we wrześniu był u mnie, ale już widziałem w jego oczach przeczucie tego, co mu się wydawało nieuchronne. Zgiń i przepadnij morderco Gandalfa. Duch Gandalfa mi wszystko opowiedział. Dlatego nie licz, gnojku, na życie wieczne. Ty także zostaniesz odstrzelony, bo taka jest natura zbrodni i kary.