BŁOTNE ABECADŁO

środa, 3 listopada 2010

PIERWSZA KADROWA

      Marszałek ...Putra to jedna z galionowych figur PiS-owskiej Wielkiej Armady, kanonier podlaskiej dłubanki tak umysłowo napiętnowany przy owej dłubaninie, że i gesty obu rąk mające unieść tę napuszoną nicość są jak instrument, który z powagą oświadcza, iż będzie grać sam. To już moje myszy grają piękniej na fortepianie biegając po strunach i zamieniając go w harfę. Tymczasem jegomość Putra chce za wszelką cenę podtrzymać swoje o sobie złudzenia na koszt podatników i innych podmiotów biorących udział w hipnotycznym seansie. 
      Otóż takie właśnie medium zapraszane jest ochoczo do wprowadzania w stan hipnozy nadwiślańskiego pospólstwa, które z tego stanu wyjść o własnych siłach najwyraźniej nie potrafi, lub też - o zgrozo - potrzeby nie widzi. I to jest bezsprzecznie triumf rezackiego sierpa mediów, organizującego tę demoniczną zabawę ludową. Głowa Putry tyleż jest wprawdzie warta, co jego sumiaste wąsy - nawet odcięta nie przestaje gadać i zaraz odrasta - ale nawiedza mnie podejrzenie, że w związku z tą sytuacją, kapitan tego okrętu wykonuje sam wszelkie funkcje przy nawigacji, refowaniu żagli, myciu pokładu i sterowaniu. Lata więc zdyszany po pokładzie, po rejach, koło sterowe Putrą podpiera, sekstant w zmęczonych dłoniach utrzymać próbuje i Gwiazdę IV RP namierzyć się stara w publicznej opinii.
       Użycie więc swego byłego ministra Janusza Kaczmarka jako kotwicy, mającej zatrzymać tę PiS-owską brygantynę w dryfie na skały, zdaje się należeć do takiego arsenału środków medialnego przymusu: głębokość wody jest tu nazbyt wielka, aby kotwica nie płynęła razem z okrętem. Ale, zakładając najlepszą wolę, cóż ma począć kapitan tego okrętu, kiedy nawet i na innym członku załogi oprzeć się nie może, bo mu ten zorganizuje powtórnie wybory prezydenckie Misis Hajki Prezydęt-Walczik. I jeszcze rozbrajająco się usprawiedliwi, że został tylko do takiego zadania w przeszłości wynajęty. Boże, spuść nogę i kopnij!
       Może więc kapitan tej brygantyny taki zamysł ma, aby okręt o skały rozstrzaskać, w nadziei pozbycia się tego balastu podśmierdujących gadających głów, toczących się bezwolnie po pokładzie, zapełniających ładownię, wykonujących nieudolnie obowiązki puszkarzy i niezłomnej załogi zdolnej jakoby do abordażu?
       A tu wieść gminna niesie takie oto przesłanie, że wystarczy tylko tego dżina Kaczmarka do butelki z powrotem wsadzić, dobrze zakorkować i nalepki ostrzegające umieścić. I tu wysuwany na pierwszy plan jego brak lojalności zdawałby się wieść tę potwierdzać. Ale co zrobić i z innym szeptanym scenariuszem, który wśród Błotniaków w formie nikczemnej propagandowej ulotki rozrzuciły wraże siły?

       Otóż ta wieść niesie, że lojalność Kaczmarka skończyła się w momencie, gdy bez skrupułów zamieniono go w tę kotwicę i na stos ofiarny wrzucono jego głowę zamiast ... Głowy Prezydenta. No, bo jeśli pan Prezydent tak hołubił jedynego, zasługującego w Polszcze na zaufanie i szacunek biznesmena, który z taką łatwością od stolika poprzedniego prezydęta przeszedł suchą nogą na pokład IV RP; kiedy Pierwsza Dama kołysała na falach prestiżowego katamarana, to i cały dwór wsłuchiwał się w tę kołysankę, interpretując jej przesłanie zgodnie z tradycją podobnych układów za prezydętury Aleksandra Aparatczyka I. Trudno więc mieć do Kaczmarka pretensje, że znalazł się w niewygodnym rozkroku, między lojalnością do Rzeczypospolitej a lojalnością do osoby Prezydenta. Jako dworak on zwyczajnie odczytywał z ust swego pryncypała nie wypowiedziane życzenia, analizując także jego gesty. Wynurzenia zaś Lecha Kaczyńskiego i towarzyszące temu wzruszenie, jaką to łaskawą uwagą obdarzył go ów biznesmen, gdy nic nie znaczył politycznie, wypada uznać za szczególną łatwowierność lub niewybaczalny błąd. Potwierdził tym samym pan Prezydent moc zniewalającego uroku burżuazji, w którego blasku nie tylko pospólstwo chciałoby się ogrzać i przy wspólnym stole posiedzieć. I nikt tam nie chce patrzeć w oczy Fortunie, wydartej zwykłym śmiertelnikom mimo ich potu i łez. Pan Prezydent wydaje się na taki splendor wyjątkowo nieodporny.

       Tak więc premier RP jest w trudnej sytuacji. Ale mając 40 dział z lewej i 40 dział z prawej burty, może  tymi głowami działa nabić, lonty zapalić, oddać salwę choćby na wiwat i powtórzyć w razie potrzeby. To statek zachować może pozwoli.
       A potem ja, Admirał Błot Poleskich, wtaplam się na pokład i wszędzie swojskie błotko rozniosę, co by wszystkim pracę zapewnić i należytej dbałości o dobro wspólne nauczyć.
       Tylko co zrobić z Głową Prezydenta?

wrzesień 2007