BŁOTNE ABECADŁO

poniedziałek, 26 stycznia 2015

SZKLARNIA

Mamy oto następny festiwal!
Rozgadała się Polska siermiężna i wydała ze swoich trzewi ryk spazmatyczny, bo prawdziwa lewica jest jak lwica zamknięta w klatce SLD.
Ażeby więc tłumoki w Rzplitej wprowadzić w stan błogosławionej nirwany po zażyciu używek, wystarczy dać im przecież jakiś święty obrazek. I tutaj, zamiast tradycyjnej Magdaleny, mamy obrazek świętej Magdaleny Ogórek – przykrojony do naszych dni brzemiennych. I on właśnie pojawił się w czasie grania trąb na Niebiesiach, które zwiastują tegoroczny wyborczy spektakl.

Laska faktycznie może się wielu podobać, aczkolwiek ja w takich nie gustuję, bo Bogowie w swojej determinacji marnie ją wyposażyli. Żeby więc z tak błahego powodu dać się doszczętnie skołowacić?  – Pozostaje tedy, jako jedyna erotyczna podnieta, hipotetyczny intelekt!
Na potwierdzenie moich oczekiwań, święta doktor Magdalena odczytuje wyraźnie dla jej prezydenckiej kandydatury napisane sekwencje, oraz informuje, że jest autorką książek, czym potwierdza spostrzeżenie Tadeusza Konwickiego, że dzisiaj łatwiej jest książkę napisać, niźli ją przeczytać. Ale ja, już bez żadnej fałszywej skromności i zakonnej obłudy, to mogę wszem i wobec ogłosić, że wolę odsłonięte ramiączko biustonosza Agnieszki Wołk–Łaniewskiej, aniżeli spreparowaną przez Millera mumię amerykańskiej popkultury o rybnickim rodowodzie, która na dodatek specjalizuje się w historii katolickiego Kościoła. Albowiem ta właśnie wiedza szczególnie jest przecież potrzebna prezydentowi znikającej Rzeczypospolitej, bo bez udziału tej kościółkowej struktury nie da się utrzymać tubylców w stanie zatwardziałej hipnozy.
Przecież sekretarz-premier Miller dopiero co, korzystając z podobnych iluzji, wykandydował Polsce prezia Kwasa, co to miał problemy z równowagą swojego umysłu. A teraz, najwyrażniej pod wpływem gier komputerowych i filmowych produkcji z Hollyjudu, chce wcisnąć Polsce złotowłosą lalkę na prezydenta, w widocznym oczekiwaniu, że za ten czyn zostanie wyniesiony przynajmniej do grobu na Skałce. Chyba że pan premier zdecyduje się na pochówek na Wawelu. – Ażeby  jednak doprowadzić do swoich egzekwii w tym miejscu, musi się zdecydować na bohaterską śmierć w katastrofie lotniczej – i do tego z wyraźnym wskazaniem sprawcy na Kremlu!

I tu, zamiast Rzplitej, przywołuję szklarnię, w której majestacie rzesza polityków i ich pomagierów ma jeszcze sposobność odrodzić się jako humus, by w ten pożyteczny sposób wykreować alegorię swoich bytów, które już w XVI stuleciu odmalował Giuseppe Arcimboldi.

Czyli ogrodnictwo – jako polska racja stanu!
W żadnym razie składnica lalek!
Chyba że od Rzeckiego!

P.S.
Jak to już w moim "BŁOTNYM ABECADLE" anonsowałem, moje zapiski tutaj mają cechy szkicownika lub brudnopisu.  Postanowiłem tedy – dla tych bardziej dociekliwych – procesu tworzenia moich tekstów nie zamazywać. Dlatego dopiero (przynajmniej) po kilku dniach jest dostępna (prawie) ostateczna wersja. Bowiem, jak  mawiał Goethe, talent to zaledwie dziesięć procent w tworzeniu dzieła. Reszta to zwykła praca!
I taka jest moja zachęta dla wszystkich ludzi myślących, ażeby w tej zwykłej pracy nie ustawali.
(30 stycznia 2015)