Od granic wszelakich Rzeczypospolitej, ścielą się przez święte słowiańskie gaje widma tejże pradawnej Rzplitej zagłady. Dęby słowiańskie zmrużdżone, bogowie pogańscy wymordowani przez chrześcijan, koła dębowe do wozów dawno zgniły — tak jak gnije nam nasza, albo czyjaś i obca — Rzeczpospolita!
Tymczasem, dzięki uchwalonej przez maszynki do głosowania w roku 2006 ustawie, (Dz. Ustaw Nr 75, poz. 527 zm. Dz. Ustaw z 2008 roku Nr 235 poz. 1614) można — już całkiem bezmyślnie i bezkarnie, jak Polska długa i szeroka — zasypać Ją szlaką, czyli odpadami spalania węgla, z których utylizacją jest pewien problem, bowiem zawierają toksyczne i promieniotwórcze substancje. Wprawdzie w tej samej ustawie, na wszelki wypadek, wspomina się o konieczności spełnienia kilku warunków, ale któż by zwracał uwagę na takie dodatki, bo nie tylko można na przepchnięciu takiej ustawy godnie zarobić, ale i tubylczej ludności dać powody do radości. A radość ta ma wszelkie podstawy aby się utrwalić w zbiorowym amoku, albowiem taki np. dwutlenek siarki, będący jednym z głównych składników żużlu, świetnie rozpuszcza się w wodzie, tworząc kwas siarkawy. Dlatego szczególnie jest wskazane wysypywanie szlaki na podmokłe łąki i brzegi jezior, zaś bliskość studni i innych ujęć wody pitnej, umożliwi szybsze zapełnienie powstających jak grzyby po kwaśnym deszczu cmentarzy. Ten kierunek rozwoju gospodarki narodowej, gdzie polskimi orłami biznesu jest ksiądz i grabarz, znajduje oto swoje spełnienie.
Tak więc sypiemy ten ekologiczny gnój na nasze pradawne łąki i uroczyska, na nasze podmokłe brzegi jaćwieskich jezior — ażeby własną twarz zobaczyć. Bo tylko ona, nasza rodzinna maszkara, może nam zdradzić sens naszego na Tej Ziemi istnienia.
Kiedy więc pan Gerwazy w samobójczym geście protest wznosi, to prawie wszyscy mają go za półgłówka.
Bo też trudno ustrzec się przed taką kwalifikacją, gdy nawet w polskim parku narodowym gospodarują dwaj przemyślni polscy bogowie: wandal i imbecyl — rozgrzeszeni przed konfesjonałem!
Bo też trudno ustrzec się przed taką kwalifikacją, gdy nawet w polskim parku narodowym gospodarują dwaj przemyślni polscy bogowie: wandal i imbecyl — rozgrzeszeni przed konfesjonałem!