Natarcie Rosji i nowego świata. O co tak naprawdę walczy z „zachodem” Rosja na Ukrainie?
Autor: Петр Акопов (Piotr Okopow)
Tytuł: Natarcie Rosji i nowego świata (Наступление России и нового мира)
Tłumaczenie i komentarze: Światowid, swiatowid.video.blog
Źródło: https://ria.ru/20220226/rossiya-1775162336.html (wskutek blokady informacyjnej „wolnego świata”, ceniącego ponad wszystko „wolność słowa” i „dostęp do informacji” swoich mieszkańców, adres ria.ru nie działa, ale ze strony ria.ru tekst zniknął już o 19:05 27.03.2022; można go jeszcze znaleźć tylko tu: Наступление России и нового мира)
Na naszych oczach rodzi się nowy świat. Operacja wojskowa Rosji na Ukrainie zapoczątkowała nową erę – i to w trzech wymiarach jednocześnie. I, oczywiście, w czwartym, wewnętrznym wymiarze rosyjskim. Rozpoczyna się tu nowy okres, zarówno w ideologii, jak i w samym modelu naszego systemu społeczno-gospodarczego – ale o tym warto porozmawiać osobno nieco później.
Rosja odbudowuje swoją jedność – tragedia roku 1991, ta straszna katastrofa naszej historii, jej nienaturalne zwichnięcie, została przezwyciężona. Tak, wielkim kosztem, tak, przez tragiczne wydarzenia prawdziwej wojny domowej, bo teraz nadal są tam bracia strzelający do siebie, rozdzieleni przynależnością do armii rosyjskiej i ukraińskiej – ale Ukraina jako antyrosyjska już nie będzie istnieć. Rosja przywraca swoją historyczną całość, jednocząc rosyjski świat, rosyjski naród – w całości Wielkorosjan, Białorusinów i Małorosjan. Gdybyśmy tego zaniechali, gdybyśmy pozwolili, aby tymczasowy podział trwał przez wieki, nie tylko zdradzilibyśmy pamięć o naszych przodkach, ale zostalibyśmy potępieni przez naszych potomków – za to, że dopuściliśmy do rozpadu ziemi rosyjskiej.
Władimir Putin wziął na siebie – bez cienia przesady – historyczną odpowiedzialność, decydując się nie pozostawiać rozwiązania problemu Ukrainy przyszłym pokoleniom. Konieczność rozwiązania tego problemu zawsze byłby dla Rosji egzystencjalnym zagadnieniem – z dwóch zasadniczych powodów. Kwestia bezpieczeństwa narodowego, czyli uczynienia z Ukrainy antyrosyjskiego obozu wojskowego i narzędzia nacisku Zachodu na nas jest wśród nich dopiero na drugim miejscu pod względem ważności.
Pierwszym z nich zawsze będzie kompleks podzielonego narodu, kompleks upokorzenia narodowego – kiedy dom rosyjski najpierw stracił część swojego fundamentu (kijowską), a potem musiał pogodzić się z istnieniem dwóch państw i już nie jednego, ale dwóch narodów. To znaczy albo porzucić swoją historię, zgadzając się z szalonymi wersjami, że „tylko Ukraina jest prawdziwą Rosją”, albo bezradnie zgrzytać zębami, wspominając czasy, gdy „straciliśmy Ukrainę”. Odzyskanie Ukrainy, czyli zwrócenie jej Rosji, byłoby z każdą dekadą coraz trudniejsze – przekodowanie, derusyfikacja Rosjan i nastawienie przeciwko Rosjanom Małorosjan-Ukraińców nabierałoby tempa. A gdyby doszło do umocnienia pełnej kontroli geopolitycznej i wojskowej Zachodu nad Ukrainą (mowa o przyjęciu do NATO), jej powrót do Rosji stałby się w ogóle niemożliwy – przyszłoby o nią walczyć z blokiem atlantyckim.
Teraz tego problemu już nie ma – Ukraina wróciła do Rosji. Nie oznacza to, że jej państwowość zostanie zlikwidowana, ale że zostanie zrestrukturyzowana, przywrócona i wróci do swojego naturalnego stanu jako część świata rosyjskiego (Światowid: Chcąc jako Polak i polski nacjonalista [bo nie – waszyngtońskiego chowu „narodowiec” „narodu” katolicko-libertariańskiego rodem z „Konfederacji” czy różnych „ONR”-ów] zrozumieć perspektywę rosyjską na tzw. „naród banderowski”, który „zachód” próbuje stworzyć z ukraińskich Rusinów, wyjaśnię to patrząc na nasze własne podwórko. Cóż powiedzielibyśmy, gdyby „zachód” w 1989 r. stworzył z części PRL [choćby na tej drodze, na której powstało „niepodległe Kosowo”] jakiś „Wolny Śląsk” z „narodem śląskim”, którego bohaterami „narodowymi” staliby się bojownicy Werwolf-u i dziadkowie w SS i Wehrmachcie, a oficjalną ideologią – hitleryzm? Gdzie polska mowa byłaby zakazana, propolscy działacze byliby mordowani, propolskie partie – zdelegalizowane a ludność poczuwająca się do polskości na siłę wykorzeniana ze swojej tożsamości narodowej? Czy patrzylibyśmy obojętnym okiem na budowę przez „zachód” u naszych granic, na naszych ziemiach, z naszych rodaków – takiego „narodu”?). W jakich granicach i w jakiej formie zostanie utrwalona unia z Rosją (poprzez CSTO i Unię Euroazjatycką czy Państwo Związkowe Rosji i Białorusi)? Rozstrzygnięcie nastąpi po zakończeniu historii Ukrainy jako państwa antyrosyjskiego. W każdym razie okres rozłamu w narodzie rosyjskim dobiega końca.
I tu zaczyna się drugi wymiar nadchodzącej nowej ery – dotyczy on stosunków między Rosją a Zachodem. Nawet nie Rosją, ale światem rosyjskim, to znaczy trzema państwami: Rosją, Białorusią i Ukrainą, działającymi geopolitycznie jako jedna całość. Stosunki te weszły w nową fazę – Zachód dostrzega powrót Rosji do jej historycznych granic w Europie. I głośno się temu sprzeciwia, choć w głębi duszy musi przyznać, że nie mogłoby być inaczej.
Czy ktokolwiek w starych stolicach europejskich, w Paryżu i Berlinie, poważnie wierzył, że Moskwa odda Kijów? Że Rosjanie na zawsze pozostaną narodem podzielonym? I to w tym samym czasie, gdy Europa się jednoczy, gdy niemieckie i francuskie elity próbują odebrać Anglosasom kontrolę nad integracją europejską i na nowo stworzyć zjednoczoną Europę? Zapominając o tym, że zjednoczenie Europy było możliwe tylko dzięki zjednoczeniu Niemiec, które nastąpiło dzięki dobrej (choć niezbyt mądrej) woli Rosjan. Późniejsze uderzenie w ziemie rosyjskie to szczyt niewdzięczności, a także geopolitycznej głupoty. Zachód jako całość, a tym bardziej Europa osobno, nie miał siły, by utrzymać Ukrainę w swojej strefie wpływów, a tym bardziej przejąć nad nią kontrolę. Trzeba być geopolitycznym głupcem, żeby tego nie rozumieć.
Mówiąc dokładniej, istniała tylko jedna możliwość: postawienie na dalszy rozpad Rosji, czyli Federacji Rosyjskiej (Światowid: I dokładnie tak było. Zachód nieprzerwanie od 1991 realizował doktrynę Brzezińskiego opisaną w „Global Chessboard” – Putin zablokował „zachodowi” możliwość dezintegracji Rosji, stał się więc „wrogiem publicznym nr. 1”, a proces jego medialnej diabolizacji trwał na Zachodzie non-stop, w szczególności w państwach – pionkach przeznaczonych do wykorzystania w antyrosyjskiej kampanii, jak np. w nieszczęsnym państwie niegdyś polskim, dziś – antypolskim – oficjalnie nazywanym już przez prezydenta Dudę POLIN). Ale fakt, że to się nie udało, powinien być oczywisty już dwadzieścia lat temu. A piętnaście lat temu, po monachijskim przemówieniu Putina, nawet głusi mogli usłyszeć – Rosja wraca.
Teraz Zachód próbuje ukarać Rosję za powrót, za to, że nie potrafi uzasadnić swoich planów osiągnięcia zysku jej kosztem, za to, że nie pozwala jej rozszerzyć swojej zachodniej przestrzeni na wschód. Dążąc do ukarania nas, Zachód uważa, że stosunki z nim są dla nas niezbędne. Ale tak było od dawna – świat się zmienił i nie tylko Europejczycy, ale także Anglosasi, którzy rządzą Zachodem (Światowid: To nie żadni „Anglosasi”, tylko globalna plutokracja etnicznie niezwiązana z „Anglosasami” – możemy określić ją mianem „międzynarodówki globalistycznej”, ale etnicznie ta zbiorowość to po prostu mafijnie zorganizowani Żydzi, którzy zrobili z klas politycznych państw zachodnich swoje marionetki, a z ich społeczeństw – zdalnie sterowanych [żydowskimi] mediami niewolników, niezdolnych do samodzielnego myślenia i wyjścia poza wirtualną rzeczywistość dopuszczonego w mediach spektrum poglądow i „wartości”.), doskonale to rozumieją. Żadne naciski Zachodu na Rosję nigdzie nas nie zaprowadzą. Obie strony poniosą straty w wyniku eskalacji konfrontacji, ale Rosja jest na nią moralnie i geopolitycznie gotowa. Z drugiej strony, dla samego Zachodu wzrost stopnia konfrontacji wiąże się z ogromnymi kosztami, przy czym główne z nich nie mają wcale charakteru ekonomicznego.
Europa, jako część Zachodu, pragnęła autonomii – niemiecki projekt integracji europejskiej nie ma sensu strategicznego, gdy pozostaje ideologiczna, militarna i geopolityczna kontrola „Anglosasów” nad Starym Światem. Nie może się to też udać, ponieważ „Anglosasi” potrzebują kontrolowanej Europy. Europa potrzebuje jednak autonomii także z innego powodu – na wypadek, gdyby Stany Zjednoczone zdecydowały się na samoizolację (w wyniku narastających konfliktów i sprzeczności wewnętrznych) lub skoncentrowały się na regionie Pacyfiku, gdzie przesuwa się geopolityczny środek ciężkości.
Jednak konfrontacja z Rosją, w którą Anglosasi wciągają Europę, pozbawia Europejczyków nawet szansy na autonomię – nie mówiąc już o tym, że w dokładnie ten sam sposób Europa próbuje narzucić zerwanie z Chinami. Podczas gdy atlantyści cieszą się teraz, że „rosyjskie zagrożenie” zjednoczy blok zachodni, w Berlinie i Paryżu nie mogą nie zrozumieć, że po utracie nadziei na autonomię projekt europejski w perspektywie średnioterminowej po prostu się załamie. Dlatego też niezależnie myślący Europejczycy nie są obecnie zainteresowani budową nowej żelaznej kurtyny na swoich wschodnich granicach – zdając sobie sprawę, że stanie się ona więzieniem dla Europy. Stulecie (a dokładnie pół tysiąclecia) globalnego przywództwa tego obszaru w każdym razie dobiegło końca – ale wciąż możliwe są różne warianty jego przyszłości.
Budowa nowego porządku światowego – i to jest trzeci wymiar bieżących wydarzeń – nabiera tempa, a jego kontury stają się coraz wyraźniejsze dzięki rozległej powłoce anglosaskiej globalizacji. Świat wielobiegunowy stał się wreszcie rzeczywistością – operacja na Ukrainie nie jest w stanie zjednoczyć przeciwko Rosji nikogo poza Zachodem. Ponieważ reszta świata widzi i rozumie, że jest to konflikt między Rosją a Zachodem, że jest to odpowiedź na geopolityczną ekspansję atlantystów, że Rosja odzyskuje swoją przestrzeń historyczną i swoje miejsce w świecie.
Chiny i Indie, Ameryka Łacińska i Afryka, świat islamu i Azja Południowo-Wschodnia – nikt nie wierzy, że Zachód rządzi światem, a tym bardziej, że to on ustala reguły gry. Rosja nie tylko rzuciła wyzwanie Zachodowi, ale pokazała, że era globalnej dominacji Zachodu w pełni i ostatecznie dobiegła końca. Nowy świat zbudują wszystkie cywilizacje i ośrodki władzy, oczywiście wraz z Zachodem (zjednoczonym lub nie) – ale nie na jego warunkach i nie według jego reguł.