Onegdaj już poswawoliłem sobie z takim tytułem, który miał mnie do jeszcze większego wysiłku twórczego zobligować. Pora była już późna, więc odłożyłem decyzję na poranną trzeźwość umysłu. Ranek, i owszem nastał, ale mnie zdjęło przerażenie, co też w odpowiednim nastroju powypisywałem. Tytuł zdał mi się ciekawy, ale strofy felietonowe zaraz w słusznym proteście i wstydzie wyrzuciłem do śmieci, chociaż dysponuję na wskroś ekologiczną Biedronką, czyli sraczykiem, któremu zawczasu nadałem taką nazwę, zanim się w Polsce pojawiła portugalska myśl handlowa. Jestem więc poniekąd autorem ich nazwy, za co mi się należą odpowiednie gratyfikacje. Jak więc widać targają mną namiętności, które nie przystoją poważnemu felietoniście, za jakiego jednak chciałbym uchodzić, bo liczę szczególnie na pośmiertny medal, chociaż niektórzy już zawczasu dali się omedalizowować bez żenady, aczkolwiek dokonań własnych nie mają wiele. A jako że ten literacki gatunek na mózg mi padł bez żadnej ekwiwalencji, tedy mocuję się bez skutku z nawiedzającymi mnie upiorami, bo te nie mają żadnego uważania na moje ekspresje. Czy to robią rozważnie - rzec trudno. Ale i efemerydom wypuszczonym w przestrzeń, gdzie panuje zgiełk i chaos, byle jaka myśl wydaje się wystarczać. A czasu mamy mało, bo się sposobią rakiety wszelkiej proweniencji, które nad naszymi głowami zechcą nam uczynić wojenne eksplozje, po których nawet tzw. mokra plama nie będzie umiała określić swojej tożsamości. A to dlatego, że jakowaś ludzi ogarnęła senna mara i mało kto zdaje sobie sprawę, w jakim miejscu się znajdujemy, które oddaliśmy w dodatku na nasze rytualne unicestwienie. I to proste olśnienie mija się jakoś z religijnym zgłupieniem. Aczkolwiek nie tylko religijna bezmyślność ma tu swoje zasługi. Kiedy dzisiaj na Ukrainie znów pojawiły się czołgi z krzyżami, to dla Rosjan jest to wystarczająca wskazówka, z kim przychodzi im walczyć. Brakuje im jeszcze polskiej szachownicy na skrzydłach, bo przecież polski udział w wojnie przeciwko Rosji już dawno został zadekretowany, coby nadwiślańskie plemię przemienić przynajmniej na romantycznych napoleonidów, wykorzystywanych do wojen napastniczych w cudzym interesie.
Tyle tytułem wstępu. Ciekawy jestem jak się moja spowiedź rozwinie, bo wystawienie się na niewybredne docinki zaświadczyć wreszcie może o mojej umysłowej zapaści, co jest dość powszechną diagnozą, w niezbyt zawiły sposób tłumaczącą nasze zabłąkanie i frustracje. W przeszłość tedy spoglądam, dzisiaj w prochach zagubioną. Jan Kochanowski, który zakończył swój żywot zaledwie w 54 wiośnie, już wówczas swoje Pieśni tak dedykował: " Nikomu, albo raczej wszystkim swoje księgi Daję. By kto nie mniemał (strach to bowiem tęgi), Że za to trzeba co dać, wszyscy darmo miejcie." Jana z Czarnego Lasu samozwańczo więc przyzywam: śpiewać nie umiem (chyba że pieśń burłaków), literki sylabizuję, kaczym piórem nieudolnie piszę, kilka książek w swoim żywocie nieuważnie przeczytałem i się wymądrzam. A przecież wystarczy, że tony ze skrzypiec, klawesynów, fortepianów, fagotów, altówek, wiolonczeli, fletów, klarnetów, waltorni, puzonów i bębnów w jednej orkiestrze bezinteresownie zagrają. Co nie znaczy, że wszystkie nasze narodowe apopleksje powinniśmy odgrywać koncertowo.. Ale i taki malkontent się pewnie znajdzie, który mi zarzuci, biorąc przykład ze swojej postury, że się na takie banały dlatego zważam, że mi się koncepta wytarły. Ja jednak pozostanę przy swoim i się odniosę do dalekich w czasie wydarzeń, które mi orkiestrację takową podsunęły. A było to przed wielu laty, w niemieckim mieście nad Dunajem, gdzie katedra przepiękna stoi i obecnie mało używana dla celów religijnych, którą budowano bez mała 500 lat. Spacerowałem sobie to tu, to tam i nagle jakieś poruszenie niezwykłe zwróciło moją uwagę, bo sobie pomyślałem, że jestem widzem teatralnego spektaklu. Otóż znalazłem się nagle wśród tłumu przechodniów, z których każdy niósł jakiś czarny przedmiot. Przy bliższym wejrzeniu okazało się, że były to futerały trąb wszelakich. Wszyscy, jak w somnambulicznym śnie, zdążali w tę samą stronę. Poszedłem za nimi. Na środku placu przed katedrą ustawiono już prowizoryczne podwyższenie z desek. Czarne futerały ustawiały się w nieodgadnionym dla mnie porządku. Na rusztowaniu pojawił się Maestro z dyrygencką pałeczką. Wśród Futerałów objawiły się ostatnie porządki. Maestro wreszcie wzniósł pałeczkę i zagrały trąby przenikliwe. Osiem tysięcy (?) trąb zagrało bez wcześniejszego przygotowania. 500 lat u podnóża katedry zdało się wystarczającą manifestacją wspólnoty, która w przeszłości miała także dotkliwe przechyły. Mimo swoistego podziwu morał jednak z tego zdarzenia wyciągam taki, że wystarczy dać ludziom kilka nutek i sprawny dyrygent dokona reszty. Bo przecież wiadomo, że z prądem mętnej rzeki płyną zdechłe ryby, wszelkie śmiecie i odpadki. Prawdziwa nobilitacja jest wtedy, gdy znajdujemy się w elitarnej mniejszości. I to jest ów arystokratyzm Ducha.
A zamysł tego przegubowego poniekąd felietonu wziął się stąd, że zacząłem odczuwać swoisty dyskomfort w opisywaniu tego, co jest albo nie jest, i ja mam być wyrocznią w tej sprawie. Odpowiedzialność pisarska wszakże nie pozwalała mi na ględzenie trzy po trzy, co jest ulubionym chwytem retorycznym dla wielu wyrobników pióra. Tak więc stanąłem przed ścianą, przy której spoczywały w nieładzie zwłoki wcześniejszych felietonistów. Nie dałem się jednak ponieść chwilowej depresji i mężnie stawiłem odpór. Aliści Duchy pomarłych felietonistów różne dla mnie miały przesłania: od Prusa do Nowaczyńskiego, od Passenta po Kisiela i wielu pomniejszych. A za nimi centuria postępowała, masakrująca w słownej bitwie zbrojnych nie tylko w słowa przeciwników. I gdzieś tam, na marginesie, ktoś do mnie napisał , że nie jest możliwe, bym się przyjaźnił z ks. Janem Twardowskim, bo ja, wiadomo, sztandarowy jestem ateusz i mam za nic katolickie oszustwa. Otóż, Szanowny mój Korespondencie, przesyłam Ci dowód, w jak zażyłej byłem z ks. Twardowskim przyjaźni. Jest oto rok 1997. Zawiozłem moim stareńkim zielonym mercedesem Jana Twardowskiego do Nieborowa i Arkadii. Resztę domyśl sobie sam, bo ja, na ten przykład, dość oględnie opisuję takie spotkania. A to dlatego, że nie jestem wystawiony na koniunkturalną sprzedaż. Przymuszony więc poniekąd, daję oto tak znikome świadectwo.
Kilka lat przed moim spotkaniem z Janem Twardowskim, uwieczniłem Wniebowstąpienie Kici Koci i Henryka Błachnio w tym miejscu, gdzie oni wiele lat przebywali i stamtąd odeszli. Dzisiaj, w tym miejscu, staraniem suwalskiej sitwy i farmazonów z tzw. Wigierskiego Parku Narodowego (w skrócie WPN - Walne Plądrowanie Natury) wybudowano Prosektorium i Krematorium dla szybszego przeniesienia się w inne regiony obecnych polityków i administratorów. Lista obecności jest kompletowana. Dobrze, że Kicia i Henryk nie muszą tego potworka na co dzień oglądać. Ja nie ustaję w moim oczekiwaniu, że w miejscu tego potworka spopielającego polskość zostanie w niedalekiej przyszłości przywrócona ta Rzeczpospolita, której okrawki zaledwie powinny podlegać szczególnej ochronie. Niewiele ich zostało, więc opieka nad nimi nie może podlegać podłym figurantom, co się tak dotkliwie wynaturzyło w WPN, czyli Walnym Plądrowaniu Natury!
Henryk prezentuje jako Cezar tablice Nowego Dekalogu. Kicia zachwycona.
Henryk Błachnio patrzy na nasze zgłupienia i łajdactwa z Zaświatów!
26 czerwca 2023
"Nic z błękitu, nic z purpury, same drobne udręki" - pisał sobie a muzom Jarosław Iwaszkiewicz. I może to będzie motto do mojego tutaj Dziennika. Nie jest wprawdzie mi wiadome, czy to jest komukolwiek potrzebne, ale zauważyłem, że poniektórzy pod taką formę się podszywają i publikują sążniste elaboraty. A więc mój Dziennik ma być ekspozycją oszczędną, bez min i grymasów, acz nie pozbawioną przewrotności. Żyłem, jak umiałem. Najczęściej w trudzie i osamotnieniu . - Tak więc, hajda na koń!
I zaraz mi się napatoczył pierwszy kawalerzysta umierającej w konwulsjach Rzplitej A.J. - wypuszczony z pisowskiego pierdla ku chwale ojczyzn, bo jak wiadomo Polska nie Polakom jest przeznaczona. Onże niezbyt wiele miał do powiedzenia po więziennej kuracji, aczkolwiek czas odosobnienia może podobno sprzyjać kondensacji myśli. Pojechał więc A.J. tekstami ze starego scenariusza w autorskim swoistym monodramie. Tu mi się przypomina Tadeusz Konwicki, który kiedyś odważnie i z rozczarowaniem stwierdził, że zapełniane rzekomo za komuny szuflady z rękopisami - których zła komuna nie chciała wydać i z tego powodu musiała się borykać w szerokim świecie z czarną legendą - okazały się puste. Kazuistyczna terminologia wszak na wiele fraz wystarczy.
29 czerwca 2023
"Podpisałem doniesienie do prokuratury w sprawie 10 lekarzy" - powiedział "minister zdrowia" Niedzielski. "Dopuścili się oni co najmniej pięciu przestępstw związanych z wystawieniem e-recept. Środowisko lekarskie nie jest w stanie pozbyć się czarnych owiec, czyli tych lekarzy, którzy łamią zasady etyki zawodowej, łamią prawo i stwarzają zagrożenie życia i zdrowia pacjentów na masową skalę, dlatego ja zdecydowałem się podjąć drastyczne działania."
Kiedy zostanie złożone doniesienie do prokuratury na działania ministra Niedzielskiego, stwarzające zagrożenie życia i zdrowia Polaków na masową skalę - tego nie powiedział. (W czasie tzw. pandemii wymordowano w Polsce tylu Polaków, ile zginęło w Powstaniu Warszawskim.)
3 lipca 2023
- Atrakcyjność niektórych labiryntów polega na tym, że trudno do nich znaleźć wejście.
- Za złudzenia płaci się rzeczywistością.
- Grafoman - ktoś, kto nie ma nic do powiedzenia i stara się dokładnie to opisać.
- Czegoż to ludzie nie wymyślą, aby uwolnić się od uciążliwego myślenia.
- Przyroda lekkomyślnie powierzyła człowiekowi władzę nad sobą.
- Wiara jest dla wyznawców, nie dla bogów.
- Niewolnicy bali się najbardziej wyzwolonych niewolników.
- Karły lubią stawać na palcach. Naszych.
- Czytamy z coraz bardziej brudnej księgi przyrody.
- Jeżeli już znajdziesz się wewnątrz świata obłędu, wszystko staje się normalne.
- Przelewaniu myśli na papier towarzyszy czasem chlupot.
- Wielu marionetkom wydaje się, że pociągają sznurkami, do których są przywiązane.
- Karłom wygodniej patrzeć na gwiazdy odbite w kałuży.
- Ileż to już razy wygęgaliśmy, że Polacy nie gęsi...!
- Dla niektórych sprzedanie się jest dopiero potwierdzeniem, że mieli jakąś wartość.
- Gdy się wynajdzie lekarstwo, wynajdzie się i chorobę.
- Tym, którym odbiera się głos, każe się śpiewać w chórze.
- Dla myśli nie ma granic, ale są ograniczenia.
- Niektórzy tak długo pozostają na scenie, jak długo sufler podpowiada.
- Starość jest smutna. Na szczęście przemija.
- Na początku było słowo, ale czy właściwe?
(Leszek Kumor - "POMYŚLENIA CZYLI AFORYZMY NA KAŻDĄ OKAZJĘ KU UCIESZE I ROZWADZE SPISANE" - Wyd. "Iskry". Warszawa 1979, str. 66. Opracowanie graficzne - Jerzy Flisak)
5 lipca 2023
Już tak wiele lat przylatują do Bronnej Góry gołębie Grzywacze, że zaprzestałem prowadzenia kalendarium. Są najzwyczajniej prawie od zawsze i ich wołania śpiewne, ich nieludzka ufność do tego miejsca, stały się Istotą naszego wspólnego bytowania w tym krajobrazie, tak niszczonym z otępiałą konsekwencją przez administracyjny Mordor. Naturalnie kolejne pokolenia Grzywaczy oswoiły się także z nami. Nieprawdą jednak jest, że zakładają gniazda szczególnie w lasach liściastych. W Bronnej Górze budują gniazda na przydomowych świerkach, a nawet raz jeden zbudowały piękne gniazdo na strychu. I oto przed dziesięciu dniami trafił się zraniony, i najpewniej chory Grzywacz. I się zaczęło: Klinika suwalska, rentgen, zastrzyki, antybiotyki i karmienie strzykawką, bo sam nie jadł. A przecież ledwie co pochowaliśmy Mrówkę. Po dziesięciu dniach opieki zaczął słabnąć. Wczoraj umarł na rękach Błotniaczki. Jego towarzysz wciąż woła i podlatuje bardzo blisko, bo wie swoim ptasim zmysłem, gdzie jest nasz Grzywacz. Przydomowy cmentarzyk naszych Zwierząt znów się powiększył. Wierzątka więc, jak mawiała moja Babcia, oswajają nas wciąż ze śmiercią. Widzimy ją w gasnącym oku naszego psa, kota, wiewiórki, gołębia...
7 lipca 2023
Dzisiaj, przy tankowaniu Garbuska, miałem krótką a treściwą ekspresyjną rozmowę, gdzie raczej byłem tylko słuchaczem, bo furia wydobywająca się z bocznego tankowania nie pozwalała na własną ekspresję. Facet rzygał wprost na wszystko, co każdy myślący i ni ezdeprawowany uczestnik zdarzeń ma wciąż pod kopułą. W końcu udało mi się zwrócić mu uwagę, że wybrana przez nas władza tylko czeka na bardziej aktywne objawy niesubordynacji. Zmieli nas wtedy z patryjotycznym poczuciem obowiązku obrony polskiej państwowości i w tej zaplanowanej z odpowiednim wyprzedzeniem dokonania zbrodni akcji, ma uzasadnienie w postaci odpowiednich ustaw, które tubylcy przespali. Zgodził się z moją uwagą i odjechał w przeczuciu zbliżającej się klęski. Nie wziął jednak pod uwagę, bo jeszcze chyba nie wiedział, że pan premier, synek Solidarności Walczącej i Salci znad Morza Kaspijskiego - z patyków postawił na Ukrainie (?) krzyż. Potem nawet klęknął, bo zbrodni ukraińskich na Wołyniu nie da się niczym przykryć, a wybory za pasem. Ten kłamca patologiczny nie tak dawno wzywał do pójścia na wybory, bo ten spersonalizowany wirus już nie istnieje. I chachły poszły. Tedy i kolejny manewr powinien się udać!
11 lipca 2023
"Dzisiaj, we wtorek, o godź. 12, z inicjatywy poślicy Urszuli Pasławskiej, przewodniczącej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, odbyło się uroczyste otwarcie wystawy pt. Związek Kynologiczny w Polsce - Jubileusz 85-lecia. Współorganizatorem wystawy jest Parlamentarny Zespół do Spraw Wspierania Hodowców Psów Rasowych."
W ten sposób sejmowe sługusy krainy U pochylili się nad 80-tą rocznicą ukraińskiego ludobójstwa na Polakach. Dawniej ukraińskie chachły wieszały polskiego szlachcica razem z jego psem. Przynajmniej wymordowane psy otrzymały więc zadośćuczynienie.
14 lipca 2023
Roman Opałka wynalazł niegdyś sposób zapisu własnego umierania. To były te liczby pisane coraz jaśniej pędzelkiem i wypowiadane już coraz bardziej cichnącym szeptem. Trzeba było wielkiej pokory, aby w ten sposób zdefiniować swoje Dzieło, czyli Autoportret Twórcy. Ja mam tylko dojmujące przeświadczenie, że znalazłem się na tej oszalałej planecie wbrew mojej woli. Opuszczę ją więc z ulgą.
28 lipca 2023
Skoro więc, jak mi się wydaje, jestem wciąż zachowany przy życiu, to i dla niepoznaki wypada jakieś gesty uczynić potwierdzające taką hipotezę. Zachciało ci się pisania Dziennika, to teraz się męcz! A, jak wiadomo, Dziennik zawsze podlega zabiegom literackim, coby Dziennik uczynić nieskazitelną projekcją skowytów Ducha. A Duch tchnie kędy chce... Tak więc, w chwilach smuty, na rosyjskie udaję się zgromadzenia, gdzie mi się wydaje, że znajdę tam powiew swobodny. I zaraz dostaję po łbie, bo spotykam tam takich samych Idiotów jak w Rzeczypospolitej. Jak coś napomknę o polskim przez czterysta lat Lwowie, to mi odpowiedzą z sardoniczną swadą : "A kiedy to Lwów należał do Polski?" Panie Boże, spuść nogę i kopnij! Jak napisałem o wyczynach Suworowa na Pradze, to mi skasowali moje literki i nie było już problemu. Mamy więc, my i Rosjanie, tę samą przypadłość. Bez wodki nie razbieriosz!
30 lipca 2023
W Dzienniku powinno się zapisywać to, co aktualnie jest na tapecie. Jednakże obecnie nam panująca codzienność wszystkie nasze spontaniczne odruchy zamiata pod dywany ministerialnych i prezydęckich łże-autorytetów. W mojej gminie, na ten przykład, oglądam w ekskluzywnym wydaniu spasione i zadowolone mordy tzw. samorządowców, którzy już dawno rozstali się z rzeczywistością, której się mienią autorami. Idzie więc wszystko na krzywy ryj i nie masz w tym nawet zalążka rozumnej i bezinteresownej opoki dziejów. Ten folwark, któremu na imię Polska, został oddany w pacht. Za naszą zgodą i karykaturalną wiedzą.
Czyż więc zagrażają Rzeczypospolitej jacyś zewnętrzni wrogowie? Ja o tym od wielu lat piszę, że największym wrogiem Rzplitej jesteśmy my sami: Tubylcy, bo już nie Polacy.
3 sierpnia 2023
Popełniłem błąd szkaradny i w jednym z moich tekstów pochowałem nieszczęsną Dagny Juel-Przybyszewską w Odessie. Dowód to dotkliwy, że nie należy ufać własnej pamięci, bo chochliki tylko czekają na prześmiewcze chichoty. Aliści nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - jak powiada stare przysłowie, które wielokrotnie mi się potwierdziło. Pochyliłem się tedy nad Odessą. I zaraz na wstępie zderzyłem się z dziejowym poplątaniem, bo przecież każdy lubieżny historyk ciągnie w swoją stronę. I tak (podobno) w roku 1900 żyło sobie w Odessie 450 tys. mieszkańców. Ktoś inny jednak podał taką miarę, że w roku 1897 60 procent mieszkańców mówiło po polsku. Nie jest to wprawdzie równoznaczne z narodowością, aliści stanowić może ambarasującą sugestię dla badawczych celów. Tak więc co chwila przybywa mi nowych wyzwań i coraz trudniej przychodzi mi się wyrobić: siano dla Donnki trza przywieżć i zabezpieczyć (całe 9 balotów po 300 kg każdy), drew narąbać na zimę, drogę przez bagna do Bronnej Góry reperować (brama też się reperacji domaga), stajenkę i kupy Donnki przed stajenką do porządku doprowadzić, gonty na dachu wymienić, posadzkę w kamiennej części zakończyć, kredens przepiękny 150-letni - wyrestaurować, szklarenkę złożyć, moje trzy fortepiany też wreszcie naprawić, klawesyn mój koncertowy 100-letni (2,70 m długości) do powagi koncertowej przywrócić, o siodła i ogłowia przepiękne zadbać, dla Donnki stajenkę własną zacząć, bo mieszka w Domu. Sanie stareńkie odmalować. I jeszcze bibliotekę uporządkować (ok.6 tys. woluminów i wciąż ich przybywa, donner wetter). W dużej izbie pobudować piec Kuzniecowa, do którego kafle i materiały zbierałem przez lat dwadzieścia. A jeszcze Gazika (lat 51) uruchomić, bo przeszedł chwilową odnowę biologiczną skrzyni biegów, Mercedesa 123 kombi 300 TD przywrócić do fabrycznej postaci (skończył lat 40), Kaczorka, czyli mercedesa 310 (też już 34-letniego pospawać w jednym wrażym miejscu, o Garbuska, czyli VW też podbać, któremu się należy, bo jest w codziennej eksploatacji. A przecież powinienem już zwolnić, bo i stare relatywnie kości już trzeszczą. I jeszcze kilka obrazków chciałoby się namalować, bo w nich najbardziej jestem namalowany. Jak przystało na Wędrowca, który na chwilę zszedł z obrazu. Bo tam jest moja Ojczyzna! Ta wymalowana w imaginacji Polska!
24 sierpnia 2023
Dwa tygodnie w szpitalu. Wyszedłem ubogacony o nowy narząd i spotkania z towarzyszami niedoli.. Aczkolwiek o niektórych trzeba raczej zamilczeć; chorzy są, więc nie będę się nad ich agresywną głupotą znęcał. - "Pan się naczytał za dużo książek"- powiedział do mnie jeden samorodny geniusz.
25 lutego 2024
Dzisiaj przeleciał nad Bronną Górą pierwszy klucz dzikich gęsi. A wokół woda wysoka, więc jestem już na wyspie.