Wśród tysiąca teorii zbrodniczego zamachu na prezydencki samolot, wiele zasługuje na laury i literackie nagrody tym bardziej, że już w dniu katastrofy izraelska prasa ten ton zgodnym chórem podała. Zaraz więc zaczęły powstawać w Rzeczypospolitej jeszcze Polskiej chórki parafialne i uliczne dla wypełnienia skołatanej duszy polskiej odpowiednią patriotyczną papką, której etos bez zbędnych ceregieli będzie można w odpowiednim czasie wykorzystać do własnych celów. Tak więc jeszcze raz uzyskuję dowód, że największym zagrożeniem dla Rzplitej jest jej tubylcza ludność.
I tu do miary symbolu urasta drzewo, które skrzydło prezydenckiego samolotu ścięło nie zważając na samozagładę, bowiem fatalnego dnia 10 kwietnia 1940 roku, zostało ono posadzone przez Stalina i Berię... No i car Putin jest przecież wyklonowany z palucha Josifa Wissarionowicza... Dlatego najbardziej wiarygodną hipotezą wydaje mi się ta, która zakłada porwanie prezydenckiego samolotu przez mgłę wytworzoną przez majora Błochina, wymordowanie wszystkich pasażerów i podrzucenie niekompletnych szczątków w miejsce rzekomej katastrofy. Jak orzekł bowiem autorytet patriotycznej internetowej publicystyki, nie ma do dziś żadnych dowodów na potwierdzenie marnej hipotezy, że katastrofa w tym miejscu się odbyła. Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, by do tego wora własnych umysłowych aberracji, powrzucać jeszcze wszystko co się da, bez dbałości o kontekst, elementarną wiedzę i poczucie przyzwoitości.
Ja naturalnie wiem, że ci pożal się nie ma komu samozwańczy obrońcy Okopów św. Trójcy nie czytali nazbyt dużo i też nazbyt dużo sobie nie przemyśliwali, chcąc tak udatnie uczestniczyć w zagładzie Rzeczypospolitej — chociaż nawet w niedalekiej przeszłości mieli do dyspozycji sieć jeszcze komunistycznych bibliotek — aliści nawet Żdanow podzielał pogląd, że ludowi należy udostępnić trochę splendoru, a i czasem kość rzucić do obgryzienia, żeby pospólstwo czymś zająć i uchronić przed zgubnymi myślami.
Ja naturalnie wiem, że ci pożal się nie ma komu samozwańczy obrońcy Okopów św. Trójcy nie czytali nazbyt dużo i też nazbyt dużo sobie nie przemyśliwali, chcąc tak udatnie uczestniczyć w zagładzie Rzeczypospolitej — chociaż nawet w niedalekiej przeszłości mieli do dyspozycji sieć jeszcze komunistycznych bibliotek — aliści nawet Żdanow podzielał pogląd, że ludowi należy udostępnić trochę splendoru, a i czasem kość rzucić do obgryzienia, żeby pospólstwo czymś zająć i uchronić przed zgubnymi myślami.
Przy okazji staramy się zapomnieć o sławetnym przypadku gruzińskim, gdy honor i poczucie odpowiedzialności pilota zostały tak haniebnie podeptane przez prezydenta i jego kapciowych. I jeśli ktoś powiada, że ten wyczyn nie miał wpływu na smoleńską katastrofę, to ten grymas albo umysłowa czkawka warte są w istocie mszy pod pałacem. Trzeba bowiem nie tylko obedrzeć krzyż z sacrum, ale i uświęcić tę szczególną tradycję, która przyświeca hodowaniu nienawiści między Polakami i Rosjanami, zastępując przy okazji wszelką myśl polityczną. I bynajmniej ich autorzy nie wykazują tutaj żadnych cech szaleństwa. W cieniu skrzydeł hodowanego w przydomowym ogródku Monstrum żyje się im przecież coraz ufniej i bezpieczniej, i do tego w zgodzie z własnym sumieniem.
Dlatego wielkim nietaktem jest przypominać te oto słowa:
"Miłujcie przeto światło mądrości, chrześcijanie, i nie bądźcie gorsi od pogan, którzy podobno z wielkim zapałem dążyli do mądrości, choć tylko ludzkiej" - tak prawił już przed sześciuset laty, zmarły jednakowoż już w dniu 9 stycznia Roku Pańskiego 1431 w Krakowie, doktor dekretów i kanonik krakowski Stanisław ze Skarbimierza.
19 września RP 2010
Błotniak z Bronnej Góry
Dlatego wielkim nietaktem jest przypominać te oto słowa:
"Miłujcie przeto światło mądrości, chrześcijanie, i nie bądźcie gorsi od pogan, którzy podobno z wielkim zapałem dążyli do mądrości, choć tylko ludzkiej" - tak prawił już przed sześciuset laty, zmarły jednakowoż już w dniu 9 stycznia Roku Pańskiego 1431 w Krakowie, doktor dekretów i kanonik krakowski Stanisław ze Skarbimierza.
19 września RP 2010
Błotniak z Bronnej Góry