I zaraz się pojawił...
Duch jakiś czas w piecu biwakował, ale w końcu sobie poszedł, co umożliwiło dalsze prace. Kafle zostały sklamrowane odpowiednim drutem i dno pieca wyłożyłem szamotową cegłą na zaprawie glinianej z dodatkiem mączki szamotowej. Właściwe proporcje gliny i piasku ustaliłem po wielu próbach. Konieczne okazało się także moczenie kafli i cegieł, podobnie jak przy tradycyjnej murarce.
Owóż elementarną trudnością z jaką przyszło mi się borykać, jest niemożność przycinania kafli ze względu na ich reliefową strukturę. Ostatecznym zaś potwierdzeniem dobroci glinianej zaprawy okazał się nadzwyczaj prosty test, w którym przyklejona do kafla szamotowa cegiełka zdolna była po kilku dniach unieść pokaźnego ciężaru (3,6 kg) kafel. Tym samym odsyłam inne porady w tym zakresie do śmietnika.
Trochę mitręgi się zeszło... Cały piec będzie ważył dobrze ponad tonę. A wszystko to stoi na stropie nad stajenką Donnki.