BŁOTNE ABECADŁO

poniedziałek, 13 grudnia 2010

OGŁOSZENIE Z PRZESZŁOŚCI

Szukam konia achałtekińskiego, najlepiej odsadka!
W ten kupiecki sposób chce się zapewne moja słowiańska dusza po tamtej stronie ukryć. W lasku smoleńskim przycupnąć. Na rozbitym skrzydle poranną mgłę smoleńską zawiesić. Na drodze smoleńskiej Okudżawy głos wskrzesić.

Przecież nie bez powodu mój dziadek Łukasz służył w carskim 489 Rybińskim Pułku.
Zegarek Pawła Bure dostał (pastawszczik dwora jewo wieliczestwa) i Krzyż św. Jerzego — za wyprowadzenie oddziału z okrążenia. W zegarek uderzył odłamek i Łukasz przeżył.
Ostróg wszelako Łukasz starał się nie używać, chyba tylko do fotografii, bo tkliwość miał dla koni. Za dowód pozostawił mi mosiężną misę, w której odmierzał owies dla swojego rumaka. Szabli też dobywał jeno w konieczności, bowiem ręka z sygnetem, na którym orzeł na biało-czerwonym tle zamarł, nie była dla tej szabli dobrą protekcją.
W okopach, jakże często, słychać było polskie przekleństwa i zaśpiewy, i rosyjskie pieśni.
A tuż obok, z innych dołów, wstawał mglisty poranek, gdzie głosy wszelkie na zawsze zamilkły.
Zaraz potem, na skraju ciemnicy, bolszewickie hordy zaczęły zaganiać tabuny także achałtekińskich koni, potrzebnych dla konnej armii, która zalała ziemie odradzającej się Polski.
Krzyż św. Jerzego gdzieś się zapodział jeszcze w II Rzeczypospolitej — choć przetrwał na mundurze Łukasza w sepiowej petersburskiej fotografii — ale zegarek ocalał i odmierza mi czas powtórnie.

I teraz patrzy na mnie ze starej fotografii mój dziadek Łukasz, na szablisku się wspiera, na zegarek Pawła Bure w skórzanej oprawie wskazuje, popiół ze szklanej lufki strzepuje, brzytwę przed goleniem na wojskowym pasie ostrzy.  Patrzy na mnie i lekko się uśmiecha, i stuka do mnie swoim kopiowym ołówkiem.
Za Jego plecami pochyla głowę achałtekiński koń.

Koniu mój, popielnicowy koniu
Achałtekiński koniu!

Zanieś mnie tam...

Błotniak z Bronnej Góry