Sezon turystyczny w tym roku zaczął się znacznie wcześniej, a to za przyczyną obozu warownego założonego przez pielęgniarki w Alejach Ujazdowskich. Pogoda na szczęście dopisała, Łazienki też, ale premier już mniej. Panuje bowiem tradycyjne przekonanie, że żabę ktoś zjeść musi. I przed taką konsumpcją pan premier się wzbrania.
"Czy można żabie spojrzeć w oczy?" - sentymentalnie pytała kiedyś nieodżałowana Agnieszka Osiecka. Otóż można. Gdybyż to jednak premier Rzeczypospolitej miał taką jak ja wiarę, wiedzę i doświadczenie - wzdycham. Oszczędziłby w ten sposób sobie lekcji martwego języka, jakiej zechciał nam udzielić, nazywając przebywanie pielęgniarek w kancelarii - przestępstwem. Tego dnia radość robactwa, które obsiadło Rzplitą, była wielka, a i sam Belzebub, jeśli przystać na jego moc sprawczą w organizacji protestu, też był kontent.
Nieroztropnie też postąpił pan premier z osobistych względów, gdyż każdy był, jest, lub będzie pacjentem - jako mówią. Mają więc ludziska jakieś własne doświadczenia.
I tak wielu się dziwi, że ma być wprowadzona, częściowa chociażby, odpłatność za usługi medyczne. Przecież system taki działa już od dawna, mimo to lekarze wciąż utyskują.
Oto zaledwie rok minął, gdy szwagier mój zapłacił za przyspieszenie operacji i lekarską troskliwość marne 3000 zł., co było niebywałą bezczelnością na tle przyjętych stawek, chociaż godzina pracy owego medyka uzyskała dodatkowy ekwiwalent w wysokości 700 zł. Niedługo po tym umarł mój szwagier ze wstydu, a także dlatego, aby nie narażać systemu opieki zdrowotnej na nadmierne i zapewne niepotrzebne koszta.
Rozumiem, że taki eskulap nie dzieli się swoją wziętką z pielęgniarką, której dochody są marne. Dostęp do wziętki także jest nierówny, dlatego podzielam wiarę w lekarzy pamiętających jeszcze o przysiędze Hipokratesa. Jednak natura ludzka nie tak łatwo poddaje się przemianom i nawet prostacka indoktrynacja w zakresie naprawy lecznictwa poprzez uzdrowicielską moc prywatyzacji może skończyć się na prywatnym cmentarzu. Inne grupy zawodowe też nie mają się lepiej. O podpięcie się do państwowej kasy walczą niezłomnie firmy farmaceutyczne w dziedzinie leków refundowanych, bowiem możliwość zafundowania sobie leku przez przeciętnego śmiertelnika dawno już się skończyła na zakupie kropli walerianowych. (A czy to nie farmaceutyczny kartel jest odpowiedzialny za taki wzrost kosztów?) Jednak w sytuacjach granicznych przedstawiciel ludzkiego pogłowia, nie żyjący z procentów od kapitału załatwionego sobie przy okazji sprawowania publicznej funkcji, sięgnie do rezerw tkwiących dotąd bezczynnie w klejnotach prababki. Tak więc taki drenaż rynku też jest przewidziany w alternatywie: albo płać, albo lecz się sam przykładając liść babki na bolące miejsce.
Wracajcie, Rodacy, do znachorów i zaklęć, uzdrawiaczy wszelkiej maści, do stawiania baniek i domowej produkcji leków na spirytusie.
W ramach zaś solidarnego państwa, którego to PiS jest gorącym orędownikiem, mimo że zostanę przez Macieja Rybińskiego uznany za piewcę urawniłowki, nawołuję do zmniejszenia o połowę apanaży posłów, senatorów i ogólnie całej budżetowej biurokracji.
Z tego, co im zostanie, wystarczy jeszcze na błotną kurację u wód i przeniesienie żywcem do Muzeum Osobliwości pod opieką wyznawców leczenia ukąszeniem samego Eskulapa.
"Czy można żabie spojrzeć w oczy?" - sentymentalnie pytała kiedyś nieodżałowana Agnieszka Osiecka. Otóż można. Gdybyż to jednak premier Rzeczypospolitej miał taką jak ja wiarę, wiedzę i doświadczenie - wzdycham. Oszczędziłby w ten sposób sobie lekcji martwego języka, jakiej zechciał nam udzielić, nazywając przebywanie pielęgniarek w kancelarii - przestępstwem. Tego dnia radość robactwa, które obsiadło Rzplitą, była wielka, a i sam Belzebub, jeśli przystać na jego moc sprawczą w organizacji protestu, też był kontent.
Nieroztropnie też postąpił pan premier z osobistych względów, gdyż każdy był, jest, lub będzie pacjentem - jako mówią. Mają więc ludziska jakieś własne doświadczenia.
I tak wielu się dziwi, że ma być wprowadzona, częściowa chociażby, odpłatność za usługi medyczne. Przecież system taki działa już od dawna, mimo to lekarze wciąż utyskują.
Oto zaledwie rok minął, gdy szwagier mój zapłacił za przyspieszenie operacji i lekarską troskliwość marne 3000 zł., co było niebywałą bezczelnością na tle przyjętych stawek, chociaż godzina pracy owego medyka uzyskała dodatkowy ekwiwalent w wysokości 700 zł. Niedługo po tym umarł mój szwagier ze wstydu, a także dlatego, aby nie narażać systemu opieki zdrowotnej na nadmierne i zapewne niepotrzebne koszta.
Rozumiem, że taki eskulap nie dzieli się swoją wziętką z pielęgniarką, której dochody są marne. Dostęp do wziętki także jest nierówny, dlatego podzielam wiarę w lekarzy pamiętających jeszcze o przysiędze Hipokratesa. Jednak natura ludzka nie tak łatwo poddaje się przemianom i nawet prostacka indoktrynacja w zakresie naprawy lecznictwa poprzez uzdrowicielską moc prywatyzacji może skończyć się na prywatnym cmentarzu. Inne grupy zawodowe też nie mają się lepiej. O podpięcie się do państwowej kasy walczą niezłomnie firmy farmaceutyczne w dziedzinie leków refundowanych, bowiem możliwość zafundowania sobie leku przez przeciętnego śmiertelnika dawno już się skończyła na zakupie kropli walerianowych. (A czy to nie farmaceutyczny kartel jest odpowiedzialny za taki wzrost kosztów?) Jednak w sytuacjach granicznych przedstawiciel ludzkiego pogłowia, nie żyjący z procentów od kapitału załatwionego sobie przy okazji sprawowania publicznej funkcji, sięgnie do rezerw tkwiących dotąd bezczynnie w klejnotach prababki. Tak więc taki drenaż rynku też jest przewidziany w alternatywie: albo płać, albo lecz się sam przykładając liść babki na bolące miejsce.
Wracajcie, Rodacy, do znachorów i zaklęć, uzdrawiaczy wszelkiej maści, do stawiania baniek i domowej produkcji leków na spirytusie.
W ramach zaś solidarnego państwa, którego to PiS jest gorącym orędownikiem, mimo że zostanę przez Macieja Rybińskiego uznany za piewcę urawniłowki, nawołuję do zmniejszenia o połowę apanaży posłów, senatorów i ogólnie całej budżetowej biurokracji.
Z tego, co im zostanie, wystarczy jeszcze na błotną kurację u wód i przeniesienie żywcem do Muzeum Osobliwości pod opieką wyznawców leczenia ukąszeniem samego Eskulapa.
W czerwcu, RP 2007
Błotniak z Bronnej Góry