Dawny mój sąsiad, znany Polanom dość powszechnie satyryk, z którym Przeznaczenie zmusiło mnie do opróżnienia wielu karafek, flaszek, a i nawet beczki zatrutej anyżówki, zwykł był mawiać, że nie jest żadnym felietonistą i felietonów pisać już nie chce.
Szczera ta wypowiedź przy zastawionym stole nie zobowiązywała widocznie do poczucia odpowiedzialności za wymawiane słowa, bowiem z wtorku na środę następowało opróżnianie całej spiżarni z zapomnianych konfitur, nalewek i układanie ich według felietonowej logiki.
Trzeba było bowiem napisać nowy felieton do pisma, które chcąc być sumieniem twórczej części plemienia Polan, pozostawało pod przywództwem byłego sekretarza Komitetu Centralnego PZPR.
Atmosfera w domu stawała się ciężka. Psy wyły i chowały się pod stoły i kanapy, gdy mój sąsiad próbował sprostać wyzwaniu.
- Będziesz pisał felietony!
Odzywał sie głos z niedalekiej puszczy.
- Ale ja nie umiem!
- To się nauczysz!
I tak oto rozpoczynał się rytuał inauguracji felietonowej misji.
Tymczasem w przepełnionych pociągach i tramwajach, wśród przekleństw wczesnego wstawania, Polanie w zziębniętych dłoniach unosili ku lepszej przyszłości słowa pisane własną krwią - a i cudzą także.
Kiedy nasza biesiada miala się już ku końcowi, wlazłem i ja na stół (nie byłem przecież pierwszy), pióra otrzepałem ze zbędnych dygresji i w poczuciu odpowiedzialności za podupadły etos pisarzy i artystów rzekłem z namaszczeniem:
Ty, sąsiedzie, pisania felietonów zaprzestać nie możesz!
Naród czeka na twoje słowa i cokolwiek byś nie napisał - do czynu ich zachęcisz.
Skoro jednak ponad twoje siły jest ta patriotyczna powinność, to pozwól, że ja - w twoim czcigodnym imieniu - przesłanie do Narodu poniosę i z woli mojej stalówki powstaną królowie nasi i szwoleżerowie, kasztelanowie i powstańcy, woje i giermkowie, kołodzieje i kaznodzieje, mężowie zacni i niewiasty płoche, święci i rzezimieszki, komedianci i senatorowie...
I rzekł sąsiad:
- To napisz!
I tak napisałem mój pierwszy felieton.
Piszcie więc Rodacy felietony!
Może pozwoli to Wam zrozumieć samych siebie.
Szczera ta wypowiedź przy zastawionym stole nie zobowiązywała widocznie do poczucia odpowiedzialności za wymawiane słowa, bowiem z wtorku na środę następowało opróżnianie całej spiżarni z zapomnianych konfitur, nalewek i układanie ich według felietonowej logiki.
Trzeba było bowiem napisać nowy felieton do pisma, które chcąc być sumieniem twórczej części plemienia Polan, pozostawało pod przywództwem byłego sekretarza Komitetu Centralnego PZPR.
Atmosfera w domu stawała się ciężka. Psy wyły i chowały się pod stoły i kanapy, gdy mój sąsiad próbował sprostać wyzwaniu.
- Będziesz pisał felietony!
Odzywał sie głos z niedalekiej puszczy.
- Ale ja nie umiem!
- To się nauczysz!
I tak oto rozpoczynał się rytuał inauguracji felietonowej misji.
Tymczasem w przepełnionych pociągach i tramwajach, wśród przekleństw wczesnego wstawania, Polanie w zziębniętych dłoniach unosili ku lepszej przyszłości słowa pisane własną krwią - a i cudzą także.
Kiedy nasza biesiada miala się już ku końcowi, wlazłem i ja na stół (nie byłem przecież pierwszy), pióra otrzepałem ze zbędnych dygresji i w poczuciu odpowiedzialności za podupadły etos pisarzy i artystów rzekłem z namaszczeniem:
Ty, sąsiedzie, pisania felietonów zaprzestać nie możesz!
Naród czeka na twoje słowa i cokolwiek byś nie napisał - do czynu ich zachęcisz.
Skoro jednak ponad twoje siły jest ta patriotyczna powinność, to pozwól, że ja - w twoim czcigodnym imieniu - przesłanie do Narodu poniosę i z woli mojej stalówki powstaną królowie nasi i szwoleżerowie, kasztelanowie i powstańcy, woje i giermkowie, kołodzieje i kaznodzieje, mężowie zacni i niewiasty płoche, święci i rzezimieszki, komedianci i senatorowie...
I rzekł sąsiad:
- To napisz!
I tak napisałem mój pierwszy felieton.
Piszcie więc Rodacy felietony!
Może pozwoli to Wam zrozumieć samych siebie.
26 listopada,
Roku Pańskiego 2006
Błotniak z Bronnej Góry