Jako ten zaledwie marny przyczynek do naszych dziejów, jako ten dwukropek, przecinek i wykrzyknik, siedzę sobie oto przy moim oknie i wyglądam, bezradnie patrząc na zafajdany trawnik, którego ze względu na moje umysłowe ograniczenie i wiek nie mogę posprzątać.
Od czasu do czasu macham przyjaźnie łapą do ludzi i Głupków też, co nie oznacza wcale, że jestem zwolennikiem przyjemnej i usypiającej retoryki. Pewnie dlatego wierzę wciąż jeszcze w moc słów, chociaż moje strzały nie po to są, aby zabijać i ranić. Mało kto jednak to rozumie!
Im więc głupsza gdzieś wypowiedź, tym większe kółko zainteresowań solidarnie umysłowej niemocy.
Ja seplenię, ty seplenisz - więc razem tworzymy myśli w odwieczne wartości zaklęte.
Nie na wiele też się zdaje przypominanie zasad erystyki, gdy niektórzy recenzenci przyjmują na siebie nieco nadmierny trud wyjaśniania innym sensu i intencji myśli, których oni sami zupełnie nie rozumieją. I takie właśnie klony propagatorów różnych izmów fikają sobie radośnie w internetowej przestrzeni, zasmradzając swymi odchodami każdą ciekawie zapowiadającą się dyskusję. A ponieważ nie jestem miłośnikiem publicystyki Stpiczyńskiego, znajduję się w prawdziwym kłopocie, bowiem tego rodzaju działalność przeradza się w krótkim czasie w brzemienne posłannictwo, grożące fizycznym unicestwieniem każdej myśli. Aliści i recenzentom brakuje zazwyczaj nie tylko myśli, ale i słów, więc obdzielają epitetami zjawiska i osoby, imputując przy okazji recenzowanym obiektom wynaturzoną agresję do recenzenta, pozostawiając w ten sposób meritum sprawy - jak najbardziej zresztą słusznie - poza przedmiotem swych zainteresowań. No, ale skoro tylko takich recenzentów jako nikczemne ptaszydło się dorobiłem, to widocznie nie zasługuję na nic lepszego. W końcu wielkość moich wrogów może dodać moim piórom splendoru! A tak to tylko pohańbienie mnie czeka!
W wyniku tej kłopotliwej sytuacji muszę jednak zadać sobie pytanie, po której stronie tego krzywego lustra ja sam się znajduję?
Od czasu do czasu macham przyjaźnie łapą do ludzi i Głupków też, co nie oznacza wcale, że jestem zwolennikiem przyjemnej i usypiającej retoryki. Pewnie dlatego wierzę wciąż jeszcze w moc słów, chociaż moje strzały nie po to są, aby zabijać i ranić. Mało kto jednak to rozumie!
Im więc głupsza gdzieś wypowiedź, tym większe kółko zainteresowań solidarnie umysłowej niemocy.
Ja seplenię, ty seplenisz - więc razem tworzymy myśli w odwieczne wartości zaklęte.
Nie na wiele też się zdaje przypominanie zasad erystyki, gdy niektórzy recenzenci przyjmują na siebie nieco nadmierny trud wyjaśniania innym sensu i intencji myśli, których oni sami zupełnie nie rozumieją. I takie właśnie klony propagatorów różnych izmów fikają sobie radośnie w internetowej przestrzeni, zasmradzając swymi odchodami każdą ciekawie zapowiadającą się dyskusję. A ponieważ nie jestem miłośnikiem publicystyki Stpiczyńskiego, znajduję się w prawdziwym kłopocie, bowiem tego rodzaju działalność przeradza się w krótkim czasie w brzemienne posłannictwo, grożące fizycznym unicestwieniem każdej myśli. Aliści i recenzentom brakuje zazwyczaj nie tylko myśli, ale i słów, więc obdzielają epitetami zjawiska i osoby, imputując przy okazji recenzowanym obiektom wynaturzoną agresję do recenzenta, pozostawiając w ten sposób meritum sprawy - jak najbardziej zresztą słusznie - poza przedmiotem swych zainteresowań. No, ale skoro tylko takich recenzentów jako nikczemne ptaszydło się dorobiłem, to widocznie nie zasługuję na nic lepszego. W końcu wielkość moich wrogów może dodać moim piórom splendoru! A tak to tylko pohańbienie mnie czeka!
W wyniku tej kłopotliwej sytuacji muszę jednak zadać sobie pytanie, po której stronie tego krzywego lustra ja sam się znajduję?
I tu z pomocą przychodzi mi nieoceniona Ziuta Hennelowa, która proponuje mi pełne pokory milczenie. Powiada ta niewiasta, że Chrystus także mediów do dyspozycji nie miał.
W tej sytuacji - myślę sobie - jednoosobowa gra w szachy wyraża najpełniej ducha polemik, które to dojmujące uczucie musiało i Stanisławowi Lemowi dotkliwie ciążyć, ale nie mógł przecież też wiedzieć, że żadna moja z nim polemika na internetowej stronie Tygodnika Powszechnego nigdy nie została opublikowana. Umarł więc Lem z rezygnacją i w poczuciu pisarskiej klęski. A ja latam sobie coraz niżej i dziób kaleczę o przypadkowe sprzęty: a to wiadro dziurawe, a to sedes rozbity, a to potykam się o własną pisaninę w miejscach przypadkowych...
W tej sytuacji - myślę sobie - jednoosobowa gra w szachy wyraża najpełniej ducha polemik, które to dojmujące uczucie musiało i Stanisławowi Lemowi dotkliwie ciążyć, ale nie mógł przecież też wiedzieć, że żadna moja z nim polemika na internetowej stronie Tygodnika Powszechnego nigdy nie została opublikowana. Umarł więc Lem z rezygnacją i w poczuciu pisarskiej klęski. A ja latam sobie coraz niżej i dziób kaleczę o przypadkowe sprzęty: a to wiadro dziurawe, a to sedes rozbity, a to potykam się o własną pisaninę w miejscach przypadkowych...
W takim właśnie duchu przebiega moje życie z Głupkiem, który na dodatek chce mi koniecznie wytłumaczyć sens aliteracji, aluzji historycznej i literackiej, objaśnić skomplikowaną figurę antytezy.
"I ty, mój czytelniku, powoli, powoli czytaj" - chciałbym powiedzieć za Tuwimem.
Ale i to nie zda się na nic. Bo nieśmiertelny Głupek żąda takiego formułowania myśli, aby on sam, bez zbędnego wysiłku, wszystko sobie sam wyrozumował. Nie wystarcza mu już ta duchowa strawa serwowana specjalnie dla niego przez telewizję, prasę codzienną i kolorowe tygodniki.
Głupek ma bowiem jeszcze ambicje!
"Z prochuś powstał, w małpę się obrócisz" - mawiał Adolf Nowaczyński.
I ta sentencja zdaje się sprzyjać także marzeniom Ryby!
19 grudniu 2006
P.S. Trzeba tu przypomnieć, że Rybą nazywano właściciela świetnego publicystycznego pióra, zmarłego niedawno Macieja Rybińskiego.
Błotniak z Bronnej Góry